Krukowiak Goliat - opryskiwacz godny polecenia
Czym kieruje się rolnik przy wyborze opryskiwacza do gospodarstwa o mieszanej strukturze upraw? Jakie musi spełniać oczekiwania? Czy zawsze maszyna musi być idealna?
Dawid Owsianowski z miejscowości Kowal (woj. kujawsko-pomorskim) kupił 2 lata temu opryskiwacz Krukowiak Goliat 3000. Maszyna zastąpiła leciwy, 11-letni opryskiwacz marki Pilmet ze zbiornikiem o połowę mniejszym. Rolnik prowadzi gospodarstwo rodzinne, wspólnie z bratem Filipem, ojcem Wojciechem i wujem Piotrem.
Krukowiak z komputerem TeeJet
Gospodarze pracują na gruntach o łącznej powierzchni 150 ha. Główną uprawę stanowią pszenica - 80 ha i ziemniaki - 50 ha. Bulwy uprawiane są z przeznaczeniem na purée, są to odmiany o podwyższonej zawartości skrobi. Przeważającą część areału tego gatunku u Owsianowskich zajmuje odmiana Tajfun.
Poza nimi uprawiane są także rzepak (15 ha) i cebula z dymki (5 ha). Jak podaje nasz rozmówca - większość gruntów została przygotowana do nawadniania, jest "podpięta' pod sieć rurociągów dla deszczowni.
3 tys. litrów z ISOBUS
Kupiony w 2019 r. Goliat jest wyposażony w sterowanie poprzez system ISOBUS. Został dostarczony wraz z terminalem Müller Elektronik o nazwie Touch 800 i dżojstikiem. Poprzez terminal ISOBUS, operator może obsługiwać w zasadzie wszystkie elektroniczne funkcje opryskiwacza, także sterować składaniem i rozkładaniem belki polowej. Touch 800 współpracuje z anteną GPS, co pozwala na automatyczne sterowanie opryskiem, jeśli chodzi o nakładanie się dawek i pracę sekcji rozpylaczy belki polowej na uwrociach.
Opryskiwacz polowy Krukowiak Herkules drugiej generacji
Poprzez terminal rolnik reguluje głównie wydatek cieczy, a reszta armatury potrzebnej do wykonania zabiegu, pracuje automatycznie. Dostarczany wraz z terminalem dżojstik, pozwala na wykonywanie także wszelkich ustawień, ale jak podaje rolnik, brakuje mu kilku przycisków, chociażby do chwilowej zmiany dawki. Jest to jednak wygodniejsze rozwiązanie dla sterowania opryskiwaczem niż terminal, toteż rolnik bardzo je ceni.
Goliat ma zbiornik z polietylenu. W jego bryle mieści się zbiornik na ciecz roboczą oraz na czystą wodę do płukania po zabiegu. Materiał jest odporny na uszkodzenia, ponadto łatwo go umyć z pozostałości po środkach chemicznych. Jak podaje producent, konstrukcja zbiorników ma na uwadze nisko położony środek ciężkości, co wpływa istotnie na bezpieczeństwo pracy maszyną.
Opryskiwacz Krukowiak Goliat ma zbiornik mieszczący 3000 l. To dość znacząca pojemność, a w porównaniu do poprzednika w tym gospodarstwie, jest dwukrotnie większa. Rolnik zadecydował o kupieniu maszyny z dużym zbiornikiem, żeby zwiększyć wydajność zabiegów ochroniarskich, które niekiedy musi wykonywać nawet kilka km od domu, jak również na rozdrobnionych polach. - Kiedy jadę na większe pola i w małej odległości od domu, jestem w stanie opryskać ok. 80 ha dziennie. Uważam to za przyzwoity wynik, zważywszy na to, że po każdym wypryskaniu cieczy użytkowej zjeżdżam do gospodarstwa, aby napełnić opryskiwacz - wyjaśnia Dawid Owsianowski.
Herkules Krukowiaka w wersji 2500 l
Trzy Mausery i motopompa
Rolnik stara się jak najbardziej zwiększyć wydajność pracy, której zawsze piętą achillesową - w przypadku opryskiwaczy - jest napełnianie. Dlatego zainwestował w trzy zbiorniki typu Mauser o pojemności 1000 l każdy i połączył je równolegle do jednego węża, prowadzącego do motopompy. Napędzana silnikiem benzynowym pompa, ma wydatek na poziomie 600 l/min. W ten sposób rolnik zapełnia zbiornik w ok. 5 minut, używając do tego złącza hydrantowego opryskiwacza, usytuowanego pod pokrywą chroniącą armaturę ręcznego sterowania maszyną.
Opryskiwacz ma pompę membranową włoskiej marki Comet o wydatku maksymalnym 260 l/min. Armaturę stanowią podzespoły także włoskie - firmy Arag. Po lewej stronie opryskiwacza znajduje się zestaw zaworów do obsługi opryskiwacza podczas napełniania oraz rozwadniania stosowanych preparatów. Rozwadniacz stanowi kilkudziesięciolitrowy zbiornik z czterema dyszami rozwadniania i jedną dyszą przeznaczoną do płukania opakowań. Jest on zawieszony na równoległoboku, po lewej stronie maszyny. Rozwadniacz ma szczelną pokrywę, w której znajdują się dwa otwory wizyjne i wspominaną dyszę płuczącą.
Sadzarka do dymki Krukowiak
Niesforna belka
Dawid Owsianowski nabył opryskiwacz z belką polową PHB o szerokości roboczej 21 m. Ta szerokość została podyktowana zasięgiem deszczowni i tworzonych dla niej ścieżek roboczych. PHB to typ belki składanej niezależnie, hydraulicznie. Belka ma możliwość złożenia ćwiartki, co było jednym z warunków zakupu maszyny do gospodarstwa. Belka ma stabilizację hydrauliczną. Pomimo to rolnik musi uważać, podczas szybszych przejazdów roboczych.
- Powyżej prędkości 8 km/h belka polowa nie jest zbyt stabilna. Pomimo zastosowanego trapezu zawieszenia i amortyzatorów gazowych do tłumienia drgań poprzecznej pracy belki, belka przy wyższych prędkościach niestety niezbyt daje się ustabilizować - mówi Dawid Owsianowski. Jak podaje jednak, rzadko prowadzi zabiegi z tak wysokimi prędkościami, więc nie jest to dla niego tak istotne. Jak nas zapewnił przedstawiciel firmy Krukowiak, firmowy serwis przyjął zgłoszenie klienta i skontaktuje się w tej sprawie z rolnikiem, w celu weryfikacji pracy belki polowej opryskiwacza. Belka jest podzielona na dziewięć sekcji. Otwieranie i zamykanie ich odbywa się poprzez terminal, na podstawie sygnałów z GPS, można też sterować belką i sekcjami ręcznie. Najistotniejszą jednak cechą belki, od której rolnik uzależniał zakup opryskiwacza - była możliwość niezależnego składania oraz możliwość pracy z rozłożoną ćwiartką belki.
- Szukałem opryskiwacza z belką składaną niezależnie i z możliwością oprysku ćwiartką i połową szerokości roboczej. Gdyby nie było takiej możliwości, nie mógłbym wykorzystać opryskiwacza na moich polach. Mam dużo słupów, które muszę omijać, a ponadto niektóre z pól są dość wąskie. Wtedy muszę jechać tak, aby wykorzystać 1,5 szerokości roboczej, czyli muszę jechać raz z belką rozłożoną w połowie - wyjaśnia Dawid Owsianowski. Osobny sposób rozkładania nie był dostępny w kilku konkurencyjnych cenowo i zbliżonych poziomem technologicznym maszynach, dlatego m.in. rolnik podjął decyzję o zakupie maszyny marki Krukowiak. Za zakupem opryskiwacza przemawiała również w dużej części bliskość fabryki - do Redecza Krukowego z Kowala jest zaledwie 20 km - i części zamiennych oraz serwisu.
Wybór w pośpiechu - nie służy
Z uwagi na pracę głównie w ziemniakach, które stanowią ok. 1/3 areału gospodarstwa, w rozstawie 75 cm, rolnik wybrał rozstaw kół opryskiwacza na 150 cm. Jak na taki pojemny i dość wysoki opryskiwacz jest to rozstaw dość wąski.
- Wybrałem rozstaw 150 cm, żeby koła pasowały do redlin. Nie wziąłem za bardzo pod uwagę tego, że jednak maszyna z takim rozstawem będzie się aż tak niepewnie zachowywać - moja uwaga dotyczy konieczności przejazdów po redlinach. Wiedziałem, że nie będzie łatwo, ale nie spodziewałem się dość silnych ruchów opryskiwacza na boki. Pełen opryskiwacz to spory i ciężki ładunek, który ma - w stosunku do rozstawu kół - dość wysoki środek ciężkości. Dlatego wjeżdżając na uwrociach w ziemniaki, po redlinach należy uzbroić się w cierpliwość i wykonywać manewry z dużą ostrożnością i koniecznie na wyprostowanym dyszlu – wyjaśnia rolnik. - Minimalny rozstaw kół maszyny wynosi 165 cm, jednak na potrzeby klienta producent zmniejszył rozstaw do 150 cm
z zaznaczeniem, że opryskiwacz może zachowywać się mniej stabilnie - omawia kwestię Tomasz Żywiczka, dyrektor sprzedaży i marketingu firmy Krukowiak.
Maszyna ma opony 13,6” więc średniej szerokości, rolnik nie chciał opon zbyt wąskich, bo napełniona maszyna jest ciężka, a ponadto ciągnik ma koła o podobnej szerokości, więc nie było sensu ich zmieniać. Kołysanie się opryskiwacza może wpływać na wydajność pracy, ale nasz rozmówca już się do niego przyzwyczaił i opanował technikę bezpiecznego, spokojnego wjeżdżania i wyjeżdżania z redlin. Gdyby teraz wybierał konfigurację, rozstaw wynosiłby 2,25 m. Wówczas rolnik musiałby jednocześnie zmienić koła w ciągniku, a to generuje znaczne koszty.
Tym bardziej że koła w ciągniku były już raz zmieniane z rozstawy 135 cm (rozstaw dla buraków), na 150-centymetrowy rozstaw do pracy w ziemniakach. Rolnik z uwagi na cenę maszyny (155 tys. zł netto), nie chciał już dobierać dodatkowego wyposażenia i tutaj niestety oszczędności okazały się pozorne. Opryskiwacz nie ma amortyzacji osi. - Mogłem zamówić maszynę na poduszkach, z amortyzowaną osią, ale zawsze to wychodziło drożej. Teraz jednak bym się nie wahał. Obecnie nie da się założyć amortyzacji do tej osi, bo nie ma miejsca, jest ona zupełnie inna niż w modelach amortyzowanych, toteż mój wybór pod tym kątem nie był dobry - mówi Dawid Owsianowski. Rolnik żałuje też, że nie zamówił maszyny z belką wyposażoną w tzw. Distance Control, czyli ultradźwiękowy system utrzymywania zadanej wysokości pracy belki polowej.
- Jakbym wiedział, że stabilizacja belki jest troszkę za słaba, wziąłbym belkę z systemem Distance Control. Na pewno prowadziłoby się ją łatwiej - mówi Dawid Owsianowski. - Zawsze jest u nas możliwość zapoznania się przed zakupem z dostępnymi opcjami wyposażenia. Rzeczywiście nie można już wyposażyć opryskiwacza w amortyzowaną oś, aczkolwiek system automatycznego poziomowania belki jesteśmy w stanie zamontować - wyjaśnia Tomasz Żywiczka, toteż rolnik jeszcze może zdecydować o ew. doposażeniu swojej maszyny.
Rolnik z Kowala wybrał opryskiwacz ze skrętnym (tzw. łamanym) dyszlem. Jego wychylenie jest zależne od siłownika hydraulicznego, sterowanego poprzez żyroskop. Jego puszka jest zamontowana z tyłu ciągnika, nad zaczepem. Dzięki skrętnemu dyszlowi opryskiwacz łatwiej i lepiej wchodzi w zakręty, można rzec – podąża za kołami ciągnika. - Jest to dobre rozwiązanie, ale nie w ziemniakach, podczas manewrowania na uwrociach, w poprzek redlin. Dlatego w ziemniakach wyłączam sterowanie dyszlem i pracuję na sztywnym. Wykorzystuję skrętny zaczep już na pozostałych polach, z innymi, „płaskimi” uprawami - wyjaśnia Dawid Owsianowski.
Małe 100 KM
Do opryskiwacza rolnik podczepia 100-konnego Fendta 210 TMS, z 3-cylindrowym silnikiem i przekładnią Vario. Pomimo niewielkich rozmiarów ciągnik świetnie sobie radzi z dużym i dość ciężkim opryskiwaczem. Wbrew pozorom, nawet w terenie nie "rzuca" ciągnikiem. A jak na drodze?
- Ciągnik świetnie się prowadzi z tym opryskiwaczem, trochę czuć jednak jak jest pełny, że woda faluje, ale nigdy nie stworzyło to jakiegoś zagrożenia. Przestrzegam jednak zbyt odważnych rolników i operatorów, przed dużymi prędkościami. Ja z pełnym opryskiwaczem, nie przekraczam 30 km/h, choć możliwości ciągnika mocno kuszą - mówi rolnik. Zużycie paliwa przez ciągnik z opryskiwaczem rolnik określa na bardzo niskie, tj. 4 l/godz. Co oznacza że ciągnik spala ok. 0,4 l/ha wraz z przejazdami, ale jak trafi się omijanie słupów - to jest o wiele gorzej. Maksymalne zużycie przy opryskach jakie pamięta rolnik, wynosi 6-7 l/godz.
Opryskiwacz Goliat 3000 to - według Dawida Owsianowskiego - maszyna z górnej półki i godna polecenia. - Na pewno gdybym miał znowu wybierać i kupować zaczepiany opryskiwacz do gospodarstwa ok. 150 ha, też bym go wybrał - mówi zadowolony współwłaściciel maszyny.
- Artykuł ukazał się w "Rolniczym Przeglądzie Technicznym". ZAPRENUMERUJ