Świnie powoli wyjeżdżają poza strefę
Z każdym tygodniem coraz więcej świń ze strefy z ograniczeniami wyjeżdża do zakładów mięsnych położonych poza jej terytorium.
Pełniący obowiązki głównego lekarza weterynarii Krzysztof Jażdżewski poinformował, że w pierwszym tygodniu kwietnia do zakładów mięsnych położonych poza strefą z ograniczeniami trafiły 1062 świnie z tego terenu, w drugim już 1113, a w trzecim 1516 zwierząt. Stwierdził także, że wprowadzenie obowiązku pobierania i badania krwi od tych świń było dobrym posunięciem. Od 7 do 13 kwietnia przebadano 200 próbek, a w kolejnym tygodniu już 600. - Widać, że system się przyjął. Oprócz informacji, którą otrzymuje zakład mięsny dzięki badaniu krwi wiemy także, że wirus nie krąży w tym regionie Polski, co ułatwia rozmowy z krajami trzecimi - mówi Krzysztof Jażdżewski.
Główny lekarz weterynarii podkreśla jednak, że wyniki z kwietnia nie są do końca reprezentatywne. W święta wielkanocne tylko nieliczne zakłady mięsne kupowały tuczniki. Podobnie było w weekend majowy. Dopiero najbliższe tygodnie pokażą rzeczywistą wielkość sprzedaży świń ze strefy z ograniczeniami.
Obowiązkowe badania krwi
Rozporządzenie ministra rolnictwa z 31 marca 2014 r. w sprawie środków podejmowanych w związku z wystąpieniem u dzików afrykańskiego pomoru świń zakładało, że mięso z tuczników pochodzących ze strefy z ograniczeniami może trafić do krajów Wspólnoty tylko wtedy, gdy co najmniej dwa tygodnie przez planowaną sprzedażą zostaną od nich pobrane i przebadane próbki krwi. W przypadku obrotu krajowego zwierzęta nie miały być badane. Niestety, zakłady mięsne nie chciały kupować tuczników na takich warunkach. Dlatego inspekcja weterynaryjna wprowadziła obowiązkowe badanie krwi przed każdą sprzedażą.
Powiatowy lekarz weterynarii wyznacza urzędowego lekarza, który na zgłoszenie hodowcy przyjeżdża, pobiera próbki krwi od świń i wysyła je do laboratorium. Liczba badanych zwierząt zależy od wielkości stada. - W tym przypadku obowiązuje specjalny schemat. Jeżeli w budynku znajduje się do 100 zwierząt wówczas pobieramy krew od 26 sztuk. Jeżeli rolnik posiada do 10 świń pobieramy 4 próbki - tłumaczy Krzysztof Jażdżewski.
Lekarze weterynarii pobierają krew od wybranych zwierząt, niekoniecznie od tuczników przeznaczonych na rzeź. Maksymalny czas oczekiwania hodowców na wyniki badań wynosi 4-5 dni.
Dwa tygodnie na sprzedaż
Od pojawienia się wirusa ASF w stadzie do pierwszych objawów klinicznych bądź zejść śmiertelnych mija 8-12 dni. Dlatego badania krwi są ważne dwa tygodnie. Hodowcy skarżą się, że w tym czasie nie zawsze udaje im się sprzedać tuczniki i lekarz po raz kolejny musi badać ich świnie. Zdaniem Jażdżewskiego winny tej sytuacji jest system skupowania świń w Polsce, który jego zdaniem odbywa się przez telefon. W większości przypadków hodowcy nie mają podpisanych umów kontraktacyjnych z zakładami mięsnymi w związku z tym trudno przewidzieć, kiedy należy wykonać badania i kiedy odbiorca przyjedzie po zwierzęta. - Jeżeli ktoś dobrze rozplanuje sobie sprzedaż żywca to w ciągu dwóch tygodni zdąży sprzedać nawet dwie partie tuczników. Gdybyśmy wydłużyli termin ważności badania wirus mógłby się rozprzestrzenić na pozostałą część kraju. Mogłoby się okazać, że zwierzęta w trakcie pobierania krwi były zdrowe, a na przykład miesiąc później nastąpił wybuch choroby i zakażone opuściły strefę z ograniczeniami. Chcemy uniknąć takiej sytuacji - mówi Jażdżewski.
Boją się o swoje stada
Powiatowi lekarze weterynarii po otrzymaniu zgłoszenia od hodowców muszą ustalić sobie harmonogram dnia pracy. W strefie z ograniczeniami jest w sumie 2100 wszystkich gospodarstw zajmujących się produkcją trzody chlewnej z czego 1420 posiada do 10 sztuk świń. Taka sytuacja nie odpowiada większym hodowcom trzody, którzy boją się że lekarze po wizytach w mniejszych gospodarstwach mogą wnieść na teren ich fermy nowe jednostki chorobowe. Dlatego na licznych spotkaniach z głównym lekarzem weterynarii wnioskowali o to, aby lekarze, którzy na co dzień opiekują się ich fermami mogli wykonywać te badania. - To jest możliwe, ale pojawia się problem wynagrodzenia za dojazd do fermy. Ci lekarze często mieszkają w innych województwach.
Powiatowy lekarz weterynarii nie może płacić lekarzowi zajmującemu się daną fermą, który np. dojeżdża na Podlasie z Wielkopolski. Hodowcy muszą się liczyć tym, że koszty dojazdu mogą leżeć po ich stronie. Zgodnie z przepisami powiatowy lekarz może jedynie zwrócić koszty poniesione na odcinku od powiatowego inspektoratu weterynarii do danej fermy - tłumaczy Krzysztof Jażdżewski.