Duńczycy maksymalnie ograniczają koszty produkcji świń
Hodowcy i producenci świń w Danii bardzo skrupulatnie liczą koszty pracy. Wszystko po to, aby osiągnąć maksymalną rentowność. Stąd niektóre praktyki, które w Polsce wydają się nie do pomyślenia w Danii są na porządku dziennym.
- Duńczycy są mistrzami świata w produkcji świń oraz w liczeniu kosztów. Wszystko jest tam dokładnie oszacowane do miejsca po przecinku. Zmusiły ich do tego wysokie koszty pracy, wysokie podatki oraz inne obciążenia finansowe. Np. muszą oni płacić za wywożenie gnojowicy na pole - tłumaczy Rafał Klepczyński z DanBreed International Polska.
W Danii po godzinie 16 na wielu fermach pracownicy idą do domu. Wszystkie wyproszenia, które odbywają się po tym czasie aż do drugiego dnia rano nie są asystowanie przez obsługę chlewni. Zwierzęta muszą radzić sobie same. Po wynikach produkcyjnych widać, że jest to dobre rozwiązanie.
Prosięta po narodzinach nie mają obcinanych ani piłowanych kiełków. Hodowcy je pozostawiają ponieważ zabiegi te wydłużają czas pracy, a ta jest bardzo droga. Z tego samego powodu porody macior nie są również synchronizowane.
- Locha, która wyprosi się po raz pierwszy i karmi prosięta u których nie usunięto kiełków myśli, że jest to normalne i przyzwyczaja się do bólu przy kolejnych laktacjach oraz krwawienia - mówi Rafał Klepczyński.
Pracownicy duńskich ferm mają stworzone takie warunki pracy, aby czuli się częścią firmy, gospodarstwa i byli zaangażowani w jego działalność. Dlatego muszą spełnić pewne założenia. Np. skuteczność krycia loch, którymi się zajmują ma wynosić 89 proc. Jeśli osiągną lepsze wyniki otrzymują premie i bonusy.
- Właściciel fermy nawet jeśli nie przebywa na jej terenie każdego dnia to co najmniej raz w tygodniu spotyka się ze swoimi pracownikami, pyta o aktualną sytuację, motywuje ich i buduje z nimi relacje - podsumowuje Rafał Klepczyński.
- Książki warte polecenia: Sygnały świń