Jacek Zarzecki: czasami warto pomyśleć zanim coś się napisze
W środowisku rolniczym wciąż nie milkną echa afery tłuszczowej, która pierwotnie była nazywana drobiarską. Obecnie wielu ekspertów wprost nazywa ją finansową czy skarbową.
- Moim zdaniem sprawa jest jasna. Pokrzywdzonymi przez firmę zajmująca się produkcją i sprzedażą komponentów tłuszczowych są firmy paszowe oraz sektor produkcji drobiu w tym hodowcy i przetwórcy - mówi Jacek Zarzecki, prezes Polskiego Związku Hodowców i Producentów Bydła Mięsnego.
Zarzecki podkreśla, że wszyscy, którzy zajmują się produkcją żywności, zwłaszcza pochodzenia zwierzęcego doskonale zdają sobie sprawę, że pasze są badane, podobnie jak mięso uzyskane od karmionych nią sztuk.
To była afera finansowa, a nie drobiowa czy olejowa
- Wszystkie nieprawidłowości są natychmiast wychwytywane. Dlatego musimy jednoznacznie głośno mówić o tym, że nie ma zagrożenia bezpieczeństwa żywności - podkreśla Jacek Zarzecki.
Afera wyszła poza granice Polski
Niestety afera olejowa zwana także drobiową, swoim zasięgiem objęła również naszych południowych sąsiadów.
- Czesi wykorzystają każdą możliwość, żeby podważyć jakość polskiej żywności w oczach swoich konsumentów. Zauważam tutaj pewne podobieństwo do afery z tzw. leżakami. Wówczas ogólnopolskie media również wskazywały na to, że na rynek trafiło mięso pochodzące od chorych krów. Okazało się, że nie było uprawnień do takiego stwierdzenia. Sektor wołowiny poniósł jednak wówczas ogromne straty. Niestety żyjemy w takich czasach, że im coś jest bardziej kontrowersyjne, tym ma większą klikalność - mówi Jacek Zarzecki.
- Po Czechach za chwilę inne kraje mogą rozpocząć podobną kampanię i zaszkodzić polskiej żywności. Jeśli są nieprawidłowości należy je piętnować, ale jeśli ich nie ma, to nie piszmy o tym bez twardych dowodów - dodaje Aleksander Dargiewicz, prezes Krajowego Związku Pracodawców Producentów Trzody Chlewnej Polpig.
GIW: w przebadanych paszach nie wykryto żadnych przekroczeń
Warto zastanowić się dwa razy
Informacje medialne dotyczące afery tłuszczowej dotknęły wyłącznie sektor drobiarski. Zarówno hodowcy bydła, jak i trzody chlewnej póki co nie odczuli jej skutków.
- Nie mamy żadnych głosów i doniesień, aby ta afera wyrządziła bezpośrednio szkody w sektorze trzody chlewnej. Ona od samego początku była jednoznacznie ukierunkowana na drób - kontynuuje Aleksander Dargiewicz.
Podkreśla przy tym, że dla dobra funkcjonowania sektora produkcji zwierzęcej i mięsnej takie działania nie powinny mieć miejsca.
- Wydaje mi się, że nie warto szukać sensacji, ale najpierw należy zgłębić temat. Jeśli nie mamy odpowiedniej wiedzy i twardych dowodów, nie informujmy o tym społeczeństwa. Póki co okazało się, że nie było żadnych przekroczeń i nic nie znaleziono, a sektor drobiarski już poniósł straty - mówi Dargiewicz.
- Jesteśmy największym producent drobiu w Europie. Ten rynek jest bardzo wrażliwy zwłaszcza w obliczu kryzysu żywnościowego, spadającej opłacalności produkcji i wojny na Ukrainie. Czasami więc warto dwa razy pomyśleć, zanim sformułuje się artykuł, który nie do końca odpowiada rzeczywistości - podsumowuje Jacek Zarzecki.
Książki warte polecenia: Sygnały racic|Rozród - Praktyczny przewodnik zarządzania rozrodem (Cow Signals) Sygnały brojlerów |Sygnały kur nieśnych |Sygnały indyków