Hodowcy czekają na konkretną pomoc
Zarówno Unia Europejska, jak i nasze państwo oblały egzamin po zniesieniu kwotowania produkcji mleka. Te błędy na własnym karku odczuwają hodowcy krów mlecznych. A tak przecież nie może być - grzmi Bogdan Michalski.
Hodowca bydła z powiatu płońskiego na Mazowszu uważa, że zapowiadana unijna pomoc dla branży mleczarskiej raczej okaże się niewystarczająca.
- Czytałem, że do niewyprodukowanego mleka mają płacić po 60 groszy za litr. No to się to zupełnie nie kalkuluje. Zwierzęta trzeba dalej utrzymywać i karmić, wszystko sporo kosztuje - zaznacza rolnik.
500 mln euro pomocy dla rolników
- Czyli razem byłoby 1 zł 20 groszy. No to już byłby jakiś rozsądny poziom wsparcia dla nas. Liczę, że polskie władze na taką dokładkę się zdecydują. I wdrożą jeszcze inne działania. Inaczej kryzysu w rodzimym mleczarstwie się nie zażegna. A przecież to tradycyjna dziedzina w naszym rolnictwie - mówi Michalski.
Prowadzący swoje gospodarstwo w powiecie przasnyskim (woj. mazowieckie) Andrzej Wierzbicki także mocno liczy na szeroki front wsparcia dla producentów mleka.
- W gronie kolegów mówiliśmy o tym, że wobec takiej zapaści Unia powinna zastosować dodatkowe dopłaty bezpośrednie dla hodowców bydła. Poza tym trzeba by na przykłada także podnieść ceny skupu interwencyjnego dla produktów mlecznych. To odczułaby cała branża - podpowiada nasz rozmówca.
Unijna pomoc w zamian za ograniczenie produkcji mleka
- Rolnicy postawili nowe obory, zmodernizowali stare budynki, nakupili sprzętu. Co z tym teraz robić? Te inwestycje muszą na siebie pracować, bo w większości przypadków trzeba za nie spłacać kredyt - mówi Bogdan Michalski.
W opinii producentów mleka, trzeba robić więcej na poziomie władz krajowych, aby promować spożycie tego surowca i przetworów na rynku polskim, a także intensywniej działać na rzecz zwiększenia eksportu. To może być - ich zdaniem - droga do odzyskania dobrej kondycji przez mleczarską branżę.