Szmulewicz: taka pomoc skłóci wieś. Rolnicy są rozgoryczeni
Rolnicy są rozgoryczeni sposobem szacowania strat w rolnictwie - na pomoc mogą liczyć głównie producenci zbóż, nie dostaną jej hodowcy, choć ich sytuacja jest najtrudniejsza - przekonuje szef Krajowej Rady Izb Rolniczych.
Ogłoszony we wtorek rządowy program pomocy zapowiadał tylko wsparcie dla hodowców roślin - w przypadku sadów i krzewów owocowych pomoc ma wynieść 800 zł na hektar, a dla pozostałych upraw 400 zł na hektar. Premier Ewa Kopacz poinformowała w środę, że będzie odrębny program wsparcia dla poszkodowanych przez suszę hodowców bydła.
Szmulewicz ocenił, że szacowanie start wzbudza wiele emocji, bo przy obecnych zasadach udzielenia pomocy, na wsparcie mogą liczyć głównie ci, którzy zajmują się produkcją roślinną, pod warunkiem, że w danej gminie dostatecznie wcześnie ogłoszono suszę i rolnik niezwłocznie zgłosił straty. Gdy zboża są już zebrane z pola, strat oszacować już nie można.
KRIR jest za ogłoszeniem stanu klęski żywiołowej
Straty oceniają specjalne komisje, które powołuje wojewoda na wniosek wójta czy burmistrza. Mogą oni wystąpić z takim wnioskiem wtedy, gdy suszę w danej gminie ogłosi Instytut Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa.
Jak ocenił prezes Krajowej Rady Izb Rolniczych, komisja ogląda uprawy i ocenia straty na podstawie różnych wskaźników i jest to raczej uznaniowy szacunek. Szmulewicz dodał, że średnie dochody rolnika z trzech lat również szacuje się na podstawie wskaźników, np. mówiących o tym, jaki mógł być przychód z danej uprawy lub chowu zwierząt. Więc nie są to wyliczenia dla konkretnego gospodarstwa.
Robert Nowak, członek zarządu KRIR i jednocześnie wójt gminy Przyrów (woj. śląskie) zaznaczył z kolei, że gdy IUNG uznał, iż w jego gminie susza wystąpiła, większość rolników już zboża zebrała, co oznacza, że na szacunek strat było już za późno.
Dodał, że w gminie pracuje tylko jedna komisja, która nie nadąża z jeżdżeniem na pola, do każdego z rolników, którzy zgłosili straty, dlatego szacowanie stanu upraw musi być pobieżne.
Zdaniem Nowaka rozwiązaniem byłoby tu uznanie np., że w danym powiecie straty w zbożach jarych wyniosły np. 30 proc. Wskaźnik ten należałoby pomnożyć przez powierzchnię zasiewów i można byłoby ustalić stratę. - Jeżeli nie włączy się do szacunków zbóż jarych, to ciężko będzie uzyskać rolnikom poziom 30 proc. strat, która gwarantuje pomoc - powiedział wójt. Dodał, że takie podejście wymaga zmiany przepisów.
KRIR: prezydent powinien szybko podpisać ustawę o ustroju rolnym
Jego obawy podziela Szmulewicz, który uważa, że indywidualne szacowanie strat, gdy susza ma charakter powszechny tylko skłóci wieś, bo okaże się, że jeden rolnik dostał, a jego sąsiad nie. - Dlatego chciałem, by wprowadzono stan klęski, by takie głupie przepisy przestały działać - powiedział szef KRIR.
Według niego, skoro są dane dotyczące suszy dla poszczególnych upraw, można by oszacować straty na podstawie wskaźników. Jeżeli straty np. w kukurydzy oceniane są na 50 proc., to trzeba przyjąć, że tak jest na danym obszarze u wszystkich i to byłoby bardziej sprawiedliwe niż szacowanie strat u rolnika.
Kolejną kontrowersyjną - zdaniem rolniczego samorządu - sprawą jest ubezpieczenie upraw. Pełna rządowa rekompensata - 400 zł do hektara przeznaczona jest dla rolników, którzy ubezpieczyli się od co najmniej jednego ryzyka.
W 2014 r. zawarto ok. 142,5 tys. umów, ubezpieczając ok. 3,2 mln hektarów gruntów (głównie ubezpieczano zboża i rzepak) na ok. 14 mln ha gruntów rolnych. - Oznacza to, że większość rolników dostanie 200 zł na ha, będzie wielki bunt chłopów - skomentował Szmulewicz.
W ubiegłym tygodniu straty wyrządzone przez suszę określone zostały na ok. 550 mln zł; na chwilę obecną z meldunków wojewodów wynika, że susza wystąpiła na powierzchni ok. 800 tys. ha. Komisje będą oceniały straty do końca września. Rząd przeznaczył na pomoc dla rolników 488 mln zł.