Koszty producentów żywności rosną lawinowo. Mają też inne problemy
Żywność w sklepach podrożała średnio o kilkanaście procent, ale koszty producentów zwiększyły się trzy–czterokrotnie. To będzie się odbijać na cenach i jesienią okaże się, z zakupu jakich produktów Polacy zrezygnowali z powodu drożyzny. A to może jeszcze pogorszyć sytuację producentów.
- Inflacja producencka w produkcji żywności przekracza 30-40 proc. To są potężne wzrosty kosztów - mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes Andrzej Gantner, dyrektor generalny i wiceprezes Polskiej Federacji Producentów Żywności.
Krajowa Grupa Spożywcza ma wzmocnić bezpieczeństwo żywnościowe kraju
- Producenci mają nikłe możliwości radzenia sobie z tym, bo wszystko wskazuje na to, że ich zapasy finansowe zostały wyczerpane już w czasie pandemii COVID-19. Nie ma więc żadnej szansy, żeby zakumulować to w przedsiębiorstwie. To wszystko przekłada się na ceny, co poniekąd po pewnym czasie widzimy również my konsumenci w postaci inflacji produktów gotowych - dodaje ekspert.
Stawki produktów rolnych są wyższe o kilkadziesiąt procent niż przed rokiem. W skupie w kwietniu za podstawowe produkty rolne (pszenica, żyto, żywiec wołowy, żywiec wieprzowy, drób, mleko krowie) płacono - według danych GUS - o 45 proc. więcej niż rok wcześniej. Tymczasem w sklepach ceny żywności i napojów bezalkoholowych poszły w górę o 13,5 proc. Wzrost kosztów to niejedyny czynnik, który martwi producentów żywności.
- Niezależnie od ceny, jaką będziemy musieli zapłacić np. za surowce, opakowania, gaz, może się okazać, że tego może zabraknąć. Wzrosła niepewność, czy na jesieni na pewno będziemy mieli dostęp do nośników energii, a bez gazu i prądu nie da się wyprodukować żywności. W tej chwili są problemy z opakowaniami kartonowymi, szklanymi, aluminiowymi. Mamy też problemy z opakowaniami plastikowymi, foliami, które są potrzebne, żeby utrzymać barierowość produktu. Bardzo mocno zwiększyły się zapasy magazynowe, które producenci muszą utrzymywać, co powoduje kolejne wzrosty cen - wylicza Gantner.
Kowalczyk: na spadek cen żywności bym nie liczył
Dyrektor PHPŻ przekonuje, że Polska, duży producent żywności, z dostępem do własnych surowców, nie musi się obawiać braku jedzenia, ale z powodu przerwanych łańcuchów dostaw konsumenci muszą się liczyć z chwilowymi niedoborami pewnych produktów. Mali i średni producenci mogą mieć problemy z wypracowaniem zysku, co może pociągnąć za sobą bankructwa.
- Ten producent, któremu uda się chociażby z dużymi sieciami handlowymi wynegocjować zmianę cennika, ma pokrycie rosnących kosztów i może dalej funkcjonować. Jeżeli mniejszy czy średni już nie będzie w stanie tego zrobić, to zacznie ponosić straty. To jest naprawdę bardzo duże wyzwanie, notabene również trochę pogłębiane przez nas jako konsumentów, bo deklarujemy, że będziemy szukać produktów tańszych, przede wszystkim w promocjach. Taka deklaracja jeszcze dwa–trzy2-3 lata temu była właściwie nie do pomyślenia - przekonuje ekspert.
Producenci obawiają się, że następnym krokiem będzie rezygnacja konsumentów z niektórych grup produktów niebędących towarami pierwszej potrzeby. Na razie spadku popytu nie widać jeszcze w danych ekonomicznych.
W marcu sprzedaż detaliczna wzrosła o 9,6 proc. rok do roku, w kwietniu o 19 proc. Są to dane liczone w cenach stałych, czyli bez wpływu inflacji. Jest to jednak w dużym stopniu efekt napływu uchodźców z Ukrainy i ich zakupów, a także zakupów dokonywanych przez Polaków na rzecz Ukraińców.
- Myślę, że na jesieni zobaczymy pierwsze przesunięcia w tym, co konsumenci kupują, a z czego są w stanie, przynajmniej czasowo, zrezygnować. Na razie te deklaracje dotyczą jedzenia poza domem, czyli są to niedobre prognozy dla hoteli i restauracji. Wydaje się, że przede wszystkim będą to produkty dodatkowe, czyli spoza koszyka podstawowego, który jest nam potrzebny, żeby się wyżywić. Z kolei produkty kupowane dla przyjemności, produkty premium mogą ucierpieć już jesienią - kończy Andrzej Ganter.
- Rolnictwo bez tajemnic. Zamów prenumeratę miesięcznika "Przedsiębiorca Rolny" już dziś