O skutkach rosyjskiego embarga – rozmowa z profesorem Eberhardem Makoszem
A.R.: Czy zatem nasze sadownictwo czeka teraz nowa rewolucja – rewolucja jakościowa?
E.M.: Z całą pewnością. Ona zresztą już trwa, trwa od ubiegłego roku. Jesteśmy jej świadkami. Bez jakości nie ma szans na opłacalną produkcję jabłek. To jest podstawa opłacalności. Wysokie plony i wysoka jakość.
A.R.: W jaki zatem sposób sadownicy poprawiają jakość owoców?
E.M.: Wykonują podstawowe zabiegi, jak zwalczanie chorób, szkodników, jak nawożenie, ale jest jeden czynnik, niezwykle ważny – dolistne dokarmianie. Właśnie przez dolistne nawożenie bardzo poprawia się jakość plonu.
A.R.: W jaki sposób?
E.M.: Dolistne nawożenie przede wszystkim powoduje wzrost liści zielonego koloru. Nie ma szans na wysoką jakość jabłek bez dużych, zielonych liści. A duże, zielone liście osiąga się tylko przez właściwe dolistne nawożenie. A środków w tej chwili jest już sporo, coraz więcej i sadownicy już dobrze o tym wiedzą. Chętnie z nich korzystają. Najbardziej skuteczne są produkty, które zawierają w swoim składzie kompleksy algowe z aminokwasami, no i oczywiście składnikami pokarmowymi – mikro i makroelementami. Działają one bardzo efektywnie. Bez dolistnego dokarmiania, powtarzam, bez dużych, zielonych liści, nie ma szans na jabłka o średnicy około 8 cm. Zabiegi nawożenia dolistnego są niezbędne. Ważne jest też odpowiednie cięcie. Są firmy, które razem z produktami oferują także fachowe doradztwo.
Piechociński: otworzyliśmy nowe rynki dla polskich jabłek
A.R.: Ta wysoka jakość łączy się ze zwiększonymi nakładami na produkcję. Czy według Pana ma ona szansę być rentowna?
E.M.: To jest kwestia bezdyskusyjna. Poprawa jakości, mimo wyższych kosztów, gwarantuje opłacalną produkcję i na ten temat w ogóle nie ma co rozmawiać. Rośnie nie tylko jakość, ale także plon, w tym przede wszystkim plon handlowy.
A.R.: Czyli, według Pana, przed sadownikami kolejne wyzwanie. Otworzyły się nowe rynki zbytu, trwa praca całego segmentu nad poprawą jakości. Wszyscy ci, którzy chcą zarabiać i chcą utrzymać się w tym biznesie, nie zastanawiają się czy zwiększać nakłady, czy poprawiać jakość – po prostu to wykonują. Ale czy uda nam się utrzymać w dłuższej perspektywie współpracę z tymi kontrahentami z nowych rynków?
E.M.: Jest jeden bardzo ważny czynnik, który nam gwarantuje, iż na tych rynkach się utrzymamy. Nawet gdybyśmy podnieśli jeszcze koszty, to i tak będą niższe niż w pozostałych krajach, z którymi konkurujemy. Absolutnie! Oczywiście nie wiem, czy kurs złotego się utrzyma, jak szybko wzrastać będą koszty pracy w naszym kraju, jednak jeśli nawet trochę się podniosą, to i tak mówię naszym sadownikom: Spokojna głowa! Szybko wykorzystujcie czas, dopóki go macie! Póki co, jesteśmy absolutnie bez konkurencyjni. Wszyscy pozostali, zwłaszcza Włosi, nasz największy konkurent z zazdrością patrzą na nas. Produkują jednak jabłka wyższej jakości. Dzięki temu eksportują na te nowe rynki zbytu 180 tys. ton, my tylko 20. Prawdopodobnie za 2-3 lata eksport zwiększy się do 50 tys. ton, a nawet może osiągnie wartość 100 tys. ton. Ale do wysłania mamy milion ton jabłek. A produkcja stale rośnie. 500 tys. ton musimy eksportować na wschód, aby móc uzyskiwać ceny za deserowe jabłka. W innym wypadku sprzedamy owoce jako przemysłowe. Tu jest to ryzyko.
Polskie jabłka pojadą do Azji? Chińscy inspektorzy rozpoczynają audyt
Poza tym ważnym rynkiem są kraje Unii Europejskiej. Tutaj przede wszystkim trzeba szukać zbytu. Na razie w UE sprzedajemy 280- 300 tys. ton. A można sprzedać więcej. Musimy zrobić tylko dwa drobne kroki – poprawić jakość i zmienić odmianę. Będziemy wtedy bezkonkurencyjni również na rynku Unii Europejskiej, damy sobie z Włochami radę. Bo już nie mówiąc o krajach zachodniej Europy czy krajach zamorskich, to oni z nami nie wygrają, bo ich koszty transportu są wysokie i wyższe koszty produkcji.
Ja na sytuację polskiego sadownictwa patrzę optymistycznie. Oczywiście pod warunkiem, że sadownicy szybko będą poprawiali jakość i zmieniali odmiany. Więcej odmian jednokolorowych, zwłaszcza koloru czerwonego! A my mamy, póki co, tych wszystkich odmian jednokolorowych tylko około 15-20% w całej produkcji. A Włosi aż 80%. No więc, widzi Pani, gdzie my jeszcze jesteśmy, ile jeszcze jest do zrobienia. Ale nasi sadownicy, wie Pani, czym się cechują? To są ludzie, którzy potrafią szybko patrzeć i zrobić, więc świetlana przyszłość przed nimi.
Musimy tylko chcieć, a wydaje mi się, że chcemy, dlatego powinno nam się udać.
Dziękuję za rozmowę.