Czego nauczył nas miniony sezon?
Największą konkurencją w uprawie kukurydzy są chwasty, które można znacząco ograniczyć już na początku wegetacji, kiedy jeszcze możliwy jest swobodny wjazd w pole. „Schody” zaczynają się później, gdy rośliny są znacznie wyższe oraz wzrasta zagrożenie ze strony szkodników i chorób. Niestety, większość plantacji w Polsce nie jest wówczas chroniona, co pociąga za sobą nieraz poważne konsekwencje.
Zagrożenie ze strony tych dwóch grup agrofagów systematycznie wzrasta, choć nie wszędzie na taką samą skalę. Występują różnice zarówno w regionach, jak i na sąsiadujących polach. Nigdy nie jest tak, że w całym kraju jednakowo zwiększa się lub maleje szkodliwość agrofagów. Często bywa, że na jednym polu kukurydzy zagrożenie jest duże, a tuż za miedzą prawie go nie ma. Wpływa na to wiele czynników oraz interakcje jakie między nimi zachodzą. Do najważniejszych należą: warunki glebowo-klimatyczne, przebieg pogody, dobór odmian, termin siewu, nawożenie, architektura krajobrazu, uproszczenia agrotechniczne, profilaktyczne zabiegi ochrony roślin i bezpośrednie zwalczanie.
Środków coraz mniej
W związku z wprowadzaniem Europejskiego Zielonego Ładu zmienia się ochrona roślin w Polsce, co widać już na naszych polach. Producenci kukurydzy najbardziej odczuli wycofywanie z obrotu i stosowania substancji czynnych zlecanych do jej ochrony przed szkodnikami. W ostatnich kilkunastu miesiącach „zniknęły” z rynku między innymi: metiokarb (substancja repelentna i owdobójcza), tiachlopryd oraz metoksyfenozyd (substancje owadobójcze). Są już zapowiedzi, że wycofywane będą kolejne substancje czynne. Na szczęście, w ochronie chemicznej kukurydzy, w porównaniu z innymi gatunkami roślin rolniczych, zużycie substancji czynnej jest niewielkie (0,75 kg s.cz/ha) i dominują w tym herbicydy. W uprawie tej stosowane są także dodatkowe metody – agrotechniczne i biologiczne, ograniczające liczebność niektórych gatunków szkodników bez chemii i konieczności zakupu drogiego, specjalistycznego sprzętu potrzebnego do zabiegów chemicznych w pełni okresu wegetacji. Nie zawsze jednak można znaleźć alternatywną metodę walki niechemicznej, zwłaszcza w przypadku gatunków, które wyrządzają poważne straty, a których zwalczanie jest trudne.
Areał większy, ale nie chroniony
Trzeba także wziąć pod uwagę, że mamy już ponad 1,7 mln ha zasiewów kukurydzy, z których większość nie podlega ochronie przed chorobami i szkodnikami. Wystarczy więc tylko impuls np. pogodowy na dużym obszarze może masowo wystąpić choroba lub pojawić się szkodnik. Również sami producenci kukurydzy zwracają uwagę na pewne problemy, np. na obecność wokół ich pól stanowisk z zaniedbaną kukurydzą, albo wieloletnich monokultur, niechronionych w żaden sposób przed szkodnikami, czy też braku rozdrabniania resztek pożniwnych po zbiorach. Takich sygnałów jest coraz więcej, i w dobie kurczących się programów ochrony, powinny one być bodźcem do zawiązywania czy zacieśniania współpracy międzysąsiedzkiej na danym terenie, aby wspólnie przeciwdziałać problemom, których zapewne w uprawie kukurydzy nie zabraknie.
A jakie problemy fitosanitarne nękały producentów kukurydzy w minionym sezonie? Trudno to jednoznacznie podsumować w skali kraju czy regionu. Można jednak wskazać, jakie agrofagi i kiedy pojawiały się lokalnie i wykorzystać tę informację w kolejnym sezonie, w szczególności tam, gdzie podobne sytuacje się powtórzą.
Problemem były ptaki
Bezpośrednio po wysianiu kukurydzy na niektórych plantacjach pojawił się problem z ptakami, które wydziobywały wysiane ziarno lub wyrywały wschodzące siewki. Ponieważ wiosna była bardzo chłodna, to krukowate, dzikie gołębie, a w niektórych regionach także żurawie miały problemy ze znalezieniem innego pożywienia, dlatego nalatywały się na plantacje kukurydzy. Niekiedy wręcz nie szukały innego pokarmu wiedząc, że wokół jest go pod dostatkiem. Zdarzało się, że wykonywano przesiewy, na szczęście takich sygnałów było niewiele. Tu jednak ważna informacja – część rolników nie wzięła pod uwagę, że zaprawa grzybobójcza, jaką jest pokrywany odgórnie materiał siewny kukurydzy, nie działa repelentnie na ptaki, stąd były czasem zaskoczenia typu – wysiałem zaprawione ziarno, a ptaki je wyjadły. Doprawienie ziarna repelentem lub zaprawą owadobjóczą jest dodatkowym, odpłatnym zabiegiem. Warto o tym pamiętać zamawiając nasiona.
Dziki i szkodniki glebowe
W okresie posiewnym w kukurydzy obok ptaków lokalnie dawały się we znaki dziki, a także szkodniki glebowe, które wystąpiły w większej liczebności (np. drutowce, pędraki, larwy śmietki kiełkówki i śmietki glebowej). Zgłaszano brak wschodów kukurydzy najczęściej na powierzchni kilku do kilkunastu hektarów (rzadziej większej). Jak dziki wchodzą w uprawę, to ich obecność od razu jest widoczna po śladach, jakie zostawiają. Trudniej rozpoznać żerowanie szkodników glebowych. W miejscu braku wschodów lub wypadających roślin, należy jak najszybciej rozkopać rzędy, aby sprawcę „przyłapać na gorącym uczynku”. Taki problem w tym roku dotyczył głównie plantacji, na których nie zastosowano zaprawy owadobójczej bądź mikrogranulatów zarejestrowanych do zwalczania drutowców, które aplikuje się przy siewie. Były również takie doniesienia z terenu, że mimo ochrony, szkodniki powodowały straty. Wiosna 2021 r. była wyjątkowo chłodna, a niekiedy i deszczowa, co mogło zaprawy wypłukiwać z nasion i osłabić działanie preparatów. Tegoroczna wiosna spowodowała także opóźnienie siewów kukurydzy oraz przyhamowała wzrost roślin. Niekiedy opóźnienie wegetacji sięgało do 2,5 tygodnia, co przy uprawie odmian późniejszych wpłynęło na wyższą wilgotność ziarna przy zbiorze i konieczność jego dosuszania. Niekiedy z uwagi na cenę odstępowano od suszenia i sprzedawano „mokrą” kukurydzę. O ile jeszcze kilka lat temu wilgotność ziarna spadała nawet poniżej 20 proc., tak w tym roku zwykle przekraczała 30 proc.
Pogoda sprzyjała ploniarce
W tym roku ploniarka zbożówka pojawiła się licznie na wielu plantacjach kukurydzy. Na południu Polski były miejscowości, w których jej larwy uszkodziły do 80 proc. roślin, co zdarza się bardzo rzadko. Choć dominowały słabsze uszkodzenia liści, to były również pola, na których uszkodzenia blaszek liściowych były silne, a na innych dochodziło nawet do uszkodzeń stożków wzrostu – rośliny karłowaciały bądź wybijały pędy boczne. Dodatkowym problemem przy ploniarce był fakt, że sprzyjała pojawowi pierwszej generacji głowni guzowatej. Tutaj należy zaznaczyć, że w tym roku po raz pierwszy od wielu lat ploniarki zbożówki nie można było zwalczać z powodu braku zarejestrowanych insektycydów.
Stonka wcale nie jest w odwrocie
Chłodna wiosna ogranicza intensywne żerowanie larw stonki na monokulturach, stąd w tym roku mniej było sygnałów o wylegających roślinach. Możliwe też, że część gospodarstw wykorzystała fakt rejestracji teflutryny (zaprawa, mikrogranulaty doglebowe) do ich zwalczania. Na poletkach doświadczalnych IOR – PIB w Rzeszowie, prowadzonych w wieloletniej monokulturze, zauważono spadek szkodliwości larw stonki, mimo, że było ich sporo. Doniesienia i lustracje w terenie wykazały tylko lokalnie takie uszkodzenia kukurydzy przez larwy stonki, które prowadziły do wylegania. Najczęściej dotyczyły one niewielkich powierzchni – kilku, maksymalnie kilkunastu hektarów. Możliwe jest również, że plantatorzy nikogo nie informowali o obecności szkodnika i stratach jakie powodował.
Larw stonki kukurydzianej musiało jednak być w glebie sporo, gdyż w lipcu i sierpniu pojawiły się licznie chrząszcze. Na południu Polski na niektórych plantacjach, w ciągu dnia na lepy odławiano nawet kilkaset sztuk. Choć chrząszcze cechują się o wiele mniejszą szkodliwością niż larwy, to warto pamiętać, że samice złożyły do gleby jaja, które w kolejnym roku dadzą początek nowemu pokoleniu szkodnika tam, gdzie kontynuowana będzie uprawa w monokulturze. Obserwacje IOR – PIB potwierdził kolejne przesuwanie się zasięgu występowania szkodnika na północ, gdyż wykryto go w Środzie Wielkopolskiej k. Poznania. Warto jednak wiedzieć, że już w 2013 r. owad ten był notowany niemal w całej Polsce, z wyjątkiem województw: lubuskiego, zachodniopomorskiego, pomorskiego, kujawsko-pomorskiego i warmińsko-mazurskiego. A zatem, czy do tych województw stonka dotarła? Docierają nieoficjalne informacje, że tak, ale należałoby je zweryfikować ustawiając choćby pułapki feromonowe. Nie jest to szkodnik kwarantannowy, zatem nikomu nic nie grozi po jego wykryciu, a wręcz informacja ta możne rolnikom w odpowiednio wczesnym wdrożeniu strategii „antystonkowej” opracowanej w Instytucie Ochrony Roślin.
Omacnica odpuściła, ale nie wszędzie
Najgroźniejszy szkodnik kukurydzy – omacnica prosowianka, choć dobrze przezimowała (śmiertelność ok. 10 proc.), to wskutek chłodnej wiosny nalatywała na pola na południu Polski (także na Mazowszu) dopiero od 16 czerwca. Termin ten przypadł prawie 2 tygodnie później niż w upalnych latach 2018-2019, co świadczy o tym, że w zależności od temperatury może nastąpić przyśpieszenie bądź opóźnienie rozwoju owadów. Odłowy omacnicy prowadzone przy pomocy pułapek świetlnych w różnych regionach Polski wykazały, że nastąpił spadek jej liczebności w porównaniu z rokiem ubiegłym, ale były też wyjątki i miejsca, w których liczebność szkodnika wzrosła. Lokalnie owad zaskoczył – lot motyli był niewielki do końca drugiej dekady lipca, pułapki ściągnięto, po czym pod koniec tego miesiąca obserwowano znów liczny nalot, którego już nie zauważono z powodu braku pułapek. Osobną kwestią jest też sposób, w jaki pułapki stosowano, bo zlokalizowanie samołówki w pobliżu konkurencyjnego źródła światła sprawia, że szkodnika mniej się odławia (pojawia się błędny odczyt – mniej owada, więc zabiegi są niepotrzebne), ale jest to odłów niereprezentatywny. Na to trzeba uczulać użytkowników samołówek. Jest to dowód na to, jak ogromny wpływ na rozwój szkodnika mają warunki lokalne. Dlatego informacji na temat jej szkodliwości nie należy uogólniać i odnosić do całego kraju. W tym roku lustrując plantacje kukurydzy można było zobaczyć pola, na których omacnica uszkodziła kilka procent roślin, ale były i takie, gdzie było to 20-30 proc., a nawet ponad 70 proc. To mogło wiązać się m.in. z podatnością odmian na uszkodzenia, systemem uprawy czy wdrożoną ochroną roślin, a zwłaszcza jej brakiem. Wrześniowa analiza roślin na polach doświadczalnych IOR – PIB na Podkarpaciu wykazała spadek szkodliwości gatunku o 22 proc. w porównaniu do roku poprzedniego, głównie na monokulturach. To pokazuje, jak czerwcowe intensywne opady deszczu, a także lipcowe nawałnice, gradobicia, a potem upały, wpłynęły na lot szkodnika i rozwój gąsienic w tym regionie. Z kolei w innych lokalizacjach w okresie lotu omacnicy narastał problem suszy. To także odbiło się na jej rozwoju i późniejszej szkodliwości. W niektórych gospodarstwach współpracujących z Instytutem odstąpiono od zwalczania omacnicy lub ograniczono się do jednego zabiegu (z danych napływających z terenu wynika, że lokalnie były potrzebne dwa zabiegi). Producenci kukurydzy cukrowej w wielu przypadkach także zgłaszali obniżenie presji ze strony omacnicy, choć nie wszędzie. Mimo tego, że w minionym sezonie omacnica zwykle nieco mniej roślin uszkadzała, to jednak nie ma co się cieszyć na przyszłość. Owad składając do 400-600 jaj potrafi błyskawicznie odbudować populację, a póki co nie ma żadnego wroga naturalnego, który by ją skutecznie ograniczał. Dobra rada – niezależnie od tego, czy był większy, czy mniejszy problem z omacnicą w tym roku, nie zaniedbujmy rozdrabniania resztek pożniwnych, w których owad zimuje, zwłaszcza na plantacjach, które w 2021 roku silnie uszkodziła. Na im szerszą skalę to zrobimy, tym większa szansa, że w kolejnym roku będą mniejsze problemy z tym szkodnikiem.
Kilka ciekawostek
W minionym sezonie pojawiło się wiele sygnałów, głównie z centralnej części kraju, o masowo żerujących na kukurydzy skrzypionkach. Są one już dobrze znane producentom, ponieważ wówczas, gdy z powodu braku wody zboża zaczynają przedwcześnie zasychać, chrząszcze skrzypionek migrują na okoliczne uprawy kukurydzy i na nich żerują. Coraz liczniej na kukurydzy żerował przędziorek chmielowiec, który wysysał soki z tkanek powodując przebarwienia blaszek liściowych. Latem licznie pojawiły się też wciornastki. Coraz bardziej trzeba na nie zwracać uwagę, bo choć są niepozorne, to przy licznym pojawie potrafią znacząco uszkodzić blaszki liściowe, znamiona i miękkie ziarniaki, co dodatkowo sprzyja rozwojowi chorób grzybowych.
Artykuł ukazał się w wydaniu 11/2021 miesięcznika "Przedsiębiorca Rolny". ZAPRENUMERUJ