Potrzebujemy białka do pasz. Moratorium na GMO będzie przedłużone?
Czy nie warto by było w jakiś sposób wesprzeć rolników, którzy będą uprawiali soję? - pytano podczas posiedzenia sejmowej komisji rolnictwa przy okazji dyskusji o rynku zbóż i rzepaku.
Poseł Zbigniew Dolata (PiS) podkreślał, że jesteśmy jako kraj wielkim producentem przede wszystkim drobiu, ale również bydła mięsnego i trzody chlewnej. A do utrzymania zwierząt potrzeba pasz, zaś ich podstawą są zboża oraz dodatki wysokobiałkowe.
Rząd za zakazem wytwarzania i wprowadzania do obrotu pasz GMO
- Podstawowym dodatkiem wysokobiałkowym ciągle jest, niestety, śruta sojowa, importowana śruta GMO. Niedługo mamy koniec okresu moratorium i od stycznia 2023 r. będzie obowiązywał zakaz importu genetycznie modyfikowanej śruty sojowej. Oczywiście z dnia na dzień tego zrobić nie można, bo byłoby to rzeczywiście zabójcze dla polskiego rolnictwa, dla produkcji żywności, ale trzeba poczynić daleko idące kroki, aby ograniczyć import właśnie tych komponentów wysokobiałkowych, czyli śruty sojowej, ponieważ to jest kwestia naszego bezpieczeństwa żywnościowego. To jest niezwykle ważne - mówił polityk.
Ostrzegał też, że ceny pasz poszybują tak wysoko albo będzie tak mała dostępność komponentów wysokobiałkowych, że spowoduje to spadek, bądź nawet brak opłacalności chociażby produkcji drobiu.
- Wtedy, za chwilę, będziemy mieli na ulicach drobiarzy, którzy dzisiaj są wielkimi orędownikami śruty sojowej i twierdzą, że bez soi po prostu nie ma produkcji drobiu. Będą pierwsi protestowali, że ich segment produkcji jest nieopłacalny, rząd ma coś zrobić, wprowadzić pewnie dopłaty itd. Tymczasem programy, i to programy wieloletnie, które były realizowane przez 10 lat, od 2011 r. do 2020 r., wykazały, że jest możliwe zastąpienie w dużym stopniu śruty sojowej. Nie mówię, że w stu procentach, ale w dużym stopniu jest możliwe zastąpienie śruty sojowej naszymi rodzimymi źródłami białka - przekonywał Dolata.
Zasady stosowania pasz rzepakowych w żywieniu bydła mięsnego w pigułce
- Rozmawiamy na ten temat już wiele, wiele lat. Konflikt, który się teraz pojawił, pozrywane łańcuchy dostaw, mogą doprowadzić do tego, o czym właśnie przed chwilą obszernie mówił pan poseł. Bez narodowego wskaźnika białkowego, bez systemowych rozwiązań tego nie zrobimy. Rzeczywiście w tej chwili sprowadzamy śrutę z Argentyny, z USA czy Brazylii, ale mamy przecież za granicą rynek unijny - wtórował poseł Jarosław Sachajko (Kukiz15).
Jak dodał, Unia Europejska otwiera się na Ukrainę i to mogłaby być właśnie szansa, żeby stamtąd ściągać rośliny wysokobiałkowe i ewentualnie śrutę.
- Jednak to my musimy się zorganizować, bo to, co widzieliśmy, może doprowadzić do sytuacji, w której tak, jak pan poseł powiedział, będziemy mieć problem z hodowcami. Przyjdą wtedy do rządu i zapytają: co zrobiliście przez tyle lat, jaki system zorganizowaliście, żebyśmy mogli dalej pracować i dalej produkować? - zaznaczał poseł.
Z kolei Adam Ołdakowski (PiS) zwracał uwagę na rodzime, "niezłe" odmiany soi. - Czy nie warto by było w jakiś sposób wesprzeć rolników, którzy będą siali soję? W ten sposób moglibyśmy zastąpić importowaną z własnej produkcji. Soja na pewno jest zdrowa, a my naprawdę już długo rozmawiamy na ten temat. Może teraz nadszedł czas, żeby o tym postanowić? - zastanawiał się polityk.
O to, czy kraj i rządzący są już gotowi na to, żeby soję GMO zastąpić soją krajową, pytała ponadto także posłanka Dorota Niedziela (KO). - Było kilka wypowiedzi na temat soi i tego, co rząd zamierza zrobić. Przede wszystkim na rok najbliższy musimy odsunąć to w czasie, natomiast równocześnie wprowadzając cel wskaźnikowy, aby wreszcie zakończyć okres takiego odraczania decyzji na wiele lat. Tylko chodzi o to, żeby jednak z roku na rok udział krajowej produkcji rósł - czy udział soi GMO malał,. Taki projekt chcemy przedstawić - zapowiedział Henryk Kowalczyk, minister rolnictwa.