Chów koni to nisza. Ale może warto na to postawić
Według Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej-Państwowego Instytutu Badawczego (IERiGŻ-PIB) nie ma większych szans na liczący się rozwój hodowli koni. Ale są też opinie bardziej optymistyczne.
Rozprzestrzenianie się wirusa ASF oraz niemożność spełniania obowiązkowych wkrótce wymogów bioasekuracji mogą w najbliższych miesiącach przyczynić się do likwidacji części gospodarstw zajmujących się produkcją trzody chlewnej.
Wstępy w Skaryszewie pod lupą obrońców praw zwierząt
O tym, na jaki rodzaj produkcji mogliby się przestawić rolnicy rozmawia się także na najwyższym szczeblu.
Czy mógłby to być chów koni? Podczas lutowego posiedzenia sejmowej komisji rolnictwa prof. dr hab Andrzej Kowalski, dyrektor IERiGŻ mówił, że nie ma większych szans na liczący się rozwój hodowli m.in. kóz i właśnie koni. Jak tłumaczył, z rachunku ekonomicznego wychodzi, że taka produkcja jest opłacalna jedynie przy bardzo dużej wielkości stada zwierząt.
Z kolei Andrzej Stasiowski, dyrektor Biura Polskiego Związku Hodowców Koni przedstawiał argumenty, które według niego powinny być uwzględnione w dyskusji na temat zastępowania produkcji trzody chlewnej na terenach objętych ASF hodowlą koni zimnokrwistych.
- Chciałem zwrócić uwagę, że to obszary, gdzie w zasadzie od kilkudziesięciu lat jest prowadzona hodowla koni zimnokrwistych z przeznaczeniem do użytkowania mięsnego. Są argumenty, które przemawiają za taką hodowlą - przekonywał.
Wyjaśniał, że Polska jest od dłuższego czasu jednym z głównych eksporterów mięsa końskiego w UE. W ostatnich latach była to produkcja rzędu 26 tys. koni eksportowanych w postaci mięsa i około 10 tys. koni żywych, wywożonych do Włoch.
PO wnioskuje do NIK o pilną kontrolę w stadninach koni
- Za taką produkcją przemawiają argumenty, które zostały przedstawione w opracowaniu Instytutu Ekonomiki. Są to te same argumenty, które przemawiają za hodowlą bydła ras mięsnych. Mówi się, że preferowane są niskie wymogi środowiskowe w zakresie budynków gospodarskich i rozwijający się eksport. Duży udział trwałych użytków zielonych to absolutnie kolejny argument, który należałoby uwzględnić przy chowie koni - wyliczał szef biura PZHK.
Jak wskazywał, jedyne, czego brakuje to płatność bezpośrednia, której w przypadku koni od 2015 r. nie ma. - Tym niemniej hodowla, szczególnie na tych obszarach, po pewnym spadku czy kryzysie, którego przyczyną były głównie niskie ceny skupu w ostatnich dwóch latach rośnie. W ubiegłym roku ceny żywca oscylowały w granicach 10-13 zł - podawał Stasiowski.
Poseł Jan Krzysztof Ardanowski (PiS) podkreślał natomiast, że kiedyś kpiono z produkcji niszowej i skupiano się na głównych kierunkach wytwórczości. A w tej chwili rolnictwo w dużej mierze musi opierać się na niszach.
Program hodowli koni ma zachować genetykę polskich ras
- Niszą jest choćby obśmiany przemysł koński, horse industry. Jest to jedna z nisz, która pozwala w rozwijającym się i bogacącym się społeczeństwie przeznaczyć część rolnictwa na to, czego ludzie oczekują. Skoro w innych krajach ten kierunek się rozwijał przy wzroście ekonomicznym społeczeństwa, to dlaczego w Polsce przemysł koński nie miałby być również jakimś dochodowym zajęciem dla części rolników? - wskazywał polityk.
Jednocześnie przedstawiał problem związany z hodowlą koni opasowych. - W Polsce nie będzie mody na jedzenie koniny, ponieważ jest głęboko zakorzenione przeświadczenie, że koń jest przyjacielem, a więc nie trafia na talerz. A zatem jest potrzebna dokładna analiza rynków zewnętrznych i wiedza, gdzie możemy konie eksportować. Ale przyznaję rację, że w przemyśle końskim może to być również istotny element dochodowy dla rolnictwa - podsumował poseł PiS.
- Książka warta polecenia: "Sygnały koni