To nie był chuligański wybryk. Ule zniszczył zawodowiec
W Nowej Wsi w gminie Harasiuki (woj. podkarpackie) nieznany sprawca zniszczył kilkanaście uli. Łukasz Michałowski, właściciel pasieki podejrzewa, że sprawcą była osoba doskonale znająca się na pszczelarstwie.
- Ktoś je wywrócił. Wykluczam chuligana, bo skończyłoby się na pierwszym lub drugim ulu, bo pszczoły w końcu użądliłyby sprawcę. To musiał być ktoś, kto zna się na rzeczy. Prawdopodobnie miał na sobie kombinezon pszczelarski, kapelusz, musiał też wiedzieć, jak odpowiednio stanąć przy ulach - mówi pszczelarz w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
Straty w pasiekach po oprysku pola. Kolejny dramat pszczelarzy
Dodaje, że postawił swoje ule około dwóch kilometrów od najbliższej pasieki, więc nie wszedł nikomu w drogę. - Zrobiłem to z etyką pszczelarską. Zasięg zbierania nektaru przez pszczoły to właśnie dwa kilometry - podkreśla.
Gdy Michałowski przybył na miejsce zdarzenia okazało się, że kilka procent pszczół było pogniecionych.
Zdecydował, że zawiezie owady w rejon Mielca, gdzie ma stacjonarną pasiekę. Po trzech godzinach jazdy okazało się, że nie żyje jedna z pszczelich rodzin.
Pszczelarz szacuje straty na ok. tysiąc złotych. Kolejne dwa tysiące stracił na miodzie, który zebrałby i sprzedał, gdyby pszczoły stały dalej przy polu z gryką.
- Wiesz o ważnym wydarzeniu? Poinformuj nas o tym. Czekamy: redakcja@agropolska.pl
źródło: "Gazeta Wyborcza"