Ruszył proces w związku ze śmiertelnym potrąceniem 10-miesięcznego dziecka w gospodarstwie

Poleć
Udostępnij
Autor tekstu: Robert Fiłończuk PAP, (DK) | redakcja@agropolska.pl
27-06-2024,9:30 Aktualizacja: 27-06-2024,9:32
A A A

Przed sądem w Bielsku Podlaskim rozpoczął się w środę proces związany ze śmiertelnym potrąceniem samochodem 10-miesięcznego dziecka w gospodarstwie w Boćkach. Śledczy oskarżyli w tej sprawie ojca i dziadka chłopca.

Ojciec został oskarżony o nieumyślne spowodowanie śmierci, dziadek o tworzenie fałszywych dowodów i nakłaniania synowej - czyli matki dziecka - oraz syna do składania fałszywych zeznań co do przebiegu zdarzenia. Chodziło o uniknięcie przez syna odpowiedzialności karnej.

Do tragicznego wypadku doszło pod koniec sierpnia ub. roku w Boćkach (Podlaskie). Z ustaleń śledczych wynika, że rodzina wybierała się na lody z dziećmi. Ich ojciec postanowił podjechać samochodem bliżej domu, gdzie miały zostać wsadzone dzieci. Gdy ruszył, poczuł uderzenie. Wysiadł i zobaczył, że uderzył w swoje 10-miesięczne dziecko.

prokuratura, akt oskarżenia, sąd, wypadek, potrącenie

Wypadek w Boćkach. Jest akt oskarżenia wobec ojca i dziadka w związku ze śmiertelnym potrąceniem malutkiego dziecka

Prokuratura Rejonowa w Bielsku Podlaskim (woj. podlaskie) skierowała do sądu akt oskarżenia w związku ze śmiertelnym potrąceniem samochodem 11-miesięcznego dziecka. Tragiczny wypadek miał miejsce na posesji w Boćkach. Śledczy oskarżyli w tej...

44-letni ojciec zawiózł syna, który doznał bardzo poważnych obrażeń, do punktu pomocy medycznej, na miejsce był wzywany śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Reanimacja dziecka nie przyniosła jednak efektu.

Prokuratura zarzuciła mężczyźnie nieumyślne spowodowanie śmierci swego dziecka. Oceniła, że nie zachował on należytej ostrożności podczas manewrowania samochodem na swojej posesji i nie upewnił się, czy nikogo nie ma w pobliżu dużego, terenowego auta.

Tuż po zdarzeniu zatrzymany został zarówno ojciec, jak i dziadek chłopczyka. Według ustaleń śledztwa, namawiał on rodziców dziecka do składania fałszywych zeznań, tworzył fałszywe dowody i zacierał ślady, by skierować śledztwo w innym kierunku.

Według aktu oskarżenia, namawiał syna i synową by mówili policji, że nieznany im samochód terenowy wjechał na posesję, potrącił raczkujące dziecko, a jego kierowca odjechał, oraz by wskazali inne, niż rzeczywiste, miejsce gdzie doszło do wypadku.

Proces rozpoczął się w środę mimo nieobecności obu oskarżonych. Sąd uznał, iż zostali prawidłowo powiadomieni. Odpowiadają oni z wolnej stopy, również w śledztwie nie stosowano wobec nich żadnych środków zapobiegawczych.

Już po rozpoczęciu procesu i odczytaniu aktu oskarżenia, do sekretariatu Wydziału Karnego Sądu Rejonowego w Bielsku Podlaskim wpłynęło pismo od oskarżonego dziadka dziecka, że ma on zwolnienie lekarskie i wnioskuje o odroczenie rozprawy. Pismo zostało włączone do akt, ale sąd zaznaczył, że oskarżony od wtorku wiedział, iż nie stawi się w sądzie i swój wniosek powinien był złożyć w stosownym czasie.

Sąd odczytał wyjaśnienia oskarżonych (wówczas podejrzanych) złożone w śledztwie.

Ojciec dziecka przyznał się, jego obrońca złożył już wcześniej wniosek o poddanie się karze bez przeprowadzania rozprawy. "Chciałem autem podjechać pod drzwi jak najbliżej, żeby nie nosić się z fotelikami. Wsiadłem, uruchomiłem silnik, po czym po wrzuceniu pierwszego biegu, ruszyłem do przodu w kierunku domu. Poczułem lekkie tąpnięcie, jakbym wjechał w jakąś nierówność. Nie usłyszałem aby ktoś krzyknął, zapłakał czy też zapiszczał" - tak mówił w śledztwie.

skazanie, matka, dziadek, przejechanie, ciągnik, dziecko

1,5-roczny malec zginął pod kołami ciągnika prowadzonego przez dziadka. Sąd skazał matkę dziecka

28-letnia kobieta została skazana za niedopilnowanie 1,5-rocznego dziecka. Chłopczyk wpadł pod ciągnik rolniczy, którym na podwórku jechał dziadek. Dziecko zmarło. Matka dobrowolnie poddała się karze. Jak przekazała PAP prezes Sądu...

Dodał, że wysiadł z zamiarem pójścia do domu po dziecko i wtedy zauważył je za samochodem. Po wypadku pojechał z synem do punktu medycznego w Boćkach, tam powiedział ratownikom, co się stało. Przyznał, że ojciec "za wszelką cenę próbował go chronić" i namawiał, by policjantom przekazać wersję o nieznanym kierowcy, który wjechał na posesję.

Dodał, że początkowo wspólnie przyjęli taką wersję w obawie przed aresztowaniem. Jak wyjaśniał, wtedy jego ojciec i żona zostaliby bez pomocy i nie poradziliby sobie z prowadzeniem działalności w gospodarstwie zajmującym się hodowlą drobiu. W kolejnych wyjaśnieniach przyznał jednak, że historia o obcym kierowcy była zmyślona.

Dziadek dziecka nie przyznaje się. W śledztwie mówił, że nie namawiał synowej do składania fałszywych zeznań, a syna do ich zmiany. "Nic takiego nie sugerowałem, nic takiego nie mówiłem" - zapewniał wtedy.

Proces został odroczony do września. Będą wtedy przesłuchiwani świadkowie.

Poleć
Udostępnij