Akcje protestacyjne rolników, blokady dróg i demonstracja w Warszawie, mają więcej wspólnego z polityczną zagrywką, niż z faktycznymi problemami tego środowiska - uważają eksperci.
Akcje protestacyjne rolników, blokady dróg i demonstracja w Warszawie, mają więcej wspólnego z polityczną zagrywką, niż z faktycznymi problemami tego środowiska - uważają eksperci.
Kierownik Zakładu Integracji Europejskiej w Instytucie Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN prof. Jerzy Wilkin w rozmowie z PAP stwierdził, że należy skonfrontować z jednej strony żądania rolników, a z drugiej - przyjrzeć się, czy są one realnie uzasadnione oraz czy na realizację tych żądań są środki.
- Wydaje mi się, że jest to bardziej akcja polityczna niż typowy przemyślany ciąg akcji, która faktycznie miałaby poprawić sytuację rolników. Dlatego też mam do tego bardzo krytyczny stosunek - oświadczył.
Wilkin podkreślił też, że sytuacja w rolnictwie nie jest wcale tak tragiczna, jak przedstawiają ją protestujący rolnicy.
- Uważam, że nie ma szczególnych powodów do zaniepokojenia czy też zmartwienia. W porównaniu z tym, co było 2-3 lata temu, a nawet pół roku temu, sytuacja w rolnictwie nie jest najgorsza. Wahania cen i dochodów w rolnictwie to powszechne zjawisko. W Unii Europejskiej te wahania i tak są umiarkowane, dzięki płatnościom bezpośrednim - dodał.
Wskazał ponadto, że najważniejsze decyzje dotyczące wsparcia rolnictwa już dawno zapadły. - Wtedy mogli się oni ostro włączyć do negocjacji, podsunąć argumenty i wskazać priorytety. Pieniądze na wspólną politykę rolną zostały już rozdzielone, kwoty są znane i cudów nikt już nie dokona - nawet najlepszy negocjator - stwierdził.
Jak mówił, dodatkowe wsparcie dla producentów mleka czy wieprzowiny musiałoby objąć wszystkich producentów w UE, a na to nie ma w budżecie unijnym środków. Możliwe są jedynie niewielkie korekty i działania interwencyjne w sytuacjach nadzwyczajnych.
Wilkin zaznaczył, że w jego ocenie minister rolnictwa Marek Sawicki jest dobrym ministrem i negocjatorem. - Świetnie zna wszelkie zakamarki "tajemnic i funduszy brukselskich" i to, co można z nich wycisnąć, wyciska - stwierdził.
Jego zdaniem część postulatów prezentowanych przez rolników ma charakter życzeniowy, np. dotyczących zapewnienia rynku zbytu dla polskich producentów.
- Moim zdaniem kumulacja protestów, z jaką mamy w ostatnim czasie do czynienia spowodowała, że do protestujących górników dołączyli także rolnicy. Trzeba jednak zaznaczyć, że protestujący reprezentują tylko część środowiska rolników. Można powiedzieć, że tę hałaśliwą część i reprezentującą raczej większych producentów - dodał.
Podobnego zdania jest dr Ruta Śpiewak z Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN. - To polityczna zagrywka, bo do Warszawy protestować przyjechali ci rolnicy, którzy nie są tak bardzo pokrzywdzeni. To nie są ci najbiedniejsi rolnicy - powiedziała PAP.
- Nie można ciągle żądać czegoś od państwa, szczególnie, że tej grupie bardzo dużo się udało. Rolnicy powinni zacząć wymagać trochę od siebie, m.in. jeżeli chodzi o wzajemną współpracę, szukanie nowych rynków zbytu. Są oni kolejną grupą roszczeniową, która mimo wszystko dużo dostaje od państwa i od Unii, a wciąż domaga się więcej. Rolnicy mają KRUS, korzystają z unijnych dopłat - dodała.
Protest, który odbył się w środę przed gmachem resortu zorganizowało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych Rolników i Organizacji Rolniczych (OPZZ RIOR) z Siedlec, kierowane przez b. senatora Samoobrony Sławomira Izdebskiego. Izdebski miał uczestniczyć w rozmowach w resorcie rolnictwa, ale po 15 minutach wyszedł z budynku.
Poza nim spotkanie z ministrem Sawickim opuścił b. minister rolnictwa i b. poseł Wojciech Mojzesowicz, reprezentujący rolniczy komitet strajkowy Kujaw i Pomorza.
Na spotkaniu pozostali jednak reprezentanci 17 pozostałych organizacji rolników i przetwórców. W trakcie rozmów ustalono powołanie sześciu zespołów do rozwiązania najpilniejszych spraw podnoszonych obecnie przez rolników. Pierwsze wyniki prac zespołów mają być zaprezentowane opinii publicznej 21 lutego.