Warzywnikom nie jest do śmiechu

Poleć
Udostępnij
Autor tekstu: Dariusz Kucman | redakcja@agropolska.pl
28-09-2015,8:50 Aktualizacja: 28-09-2015,9:00
A A A

Susza, słabe zbiory, utrata dochodów, brak pomocy państwa, kłopoty w eksporcie – tak w skrócie można wymienić problemy, na które narzekają mazowieccy plantatorzy warzyw. – Nie jest nam do śmiechu – mówią.

O nastroje wśród warzywników pytaliśmy podczas pokazu polowego firmy Syngenta w Orłach pod Ożarowem Mazowieckim. – Takich okazów jak tu próżno szukać na naszych polach. Susza przetrzebiła nam uprawy w sposób nie do opisania. Dawno nie było takiej tragedii – powiedział nam Zdzisław Kierzkowski, plantator spod Radomia.

Jego sąsiad, Mirosław Kowalski podkreśla, że zbiory można już oceniać jako wyjątkowo słabe. – I niestety, surowiec w większości jest kiepskiej jakości. Toteż, choć ceny za niego ostatnio nieco wzrosły, nie ma gwarancji, że kontrahenci w ogóle go przyjmą. A wtedy będzie to dla nas przysłowiowy gwóźdź do trumny. W każdym razie nie jest nam do śmiechu – twierdzi Kowalski.

syngenta_warzywa_polowe_pokazy

Syngenta kusiła swoimi odmianami

Setki osób oglądało ponad 150 odmian warzyw zaprezentowanych na polowym pokazie firmy Syngenta. Spotkanie odbyło się w minioną niedzielę w miejscowości Orły pod Ożarowem Mazowieckim. – Tego typu pokazy pokazy organizujemy co roku, w...

Stefan Zembrzuski, plantator spod Płońska podkreśla natomiast drenaż, jak susza zrobiła w kieszeniach rolników. – Panie kochany, gdyby człowiek nie był gospodarny, już byłoby po nim – macha ręką. I tłumaczy: – Przychodów ze sprzedaży kapusty, cebuli, marchwi nie spodziewam się wielkich. Może pokryją koszty produkcji, a może nie. Może lepiej będzie z ziemniakami i na to liczę. Ale generalnie ten rok spisałem na straty. Gdyby nie to, że udało się w poprzednich latach co nieco uciułać, nie miałbym za co rodziny utrzymać.

Według Zembrzuskiego, zawiodło w tej kryzysowej sytuacji państwo. – W telewizji ciągle słyszę o pomocy dla rolników. Ale wiadomości się kończą i pomocy żadnej nie widzę. Nie ma w tym kraju prawdziwych partii chłopskich, które by reprezentowały nasze interesy – przekonuje rolnik.

Jak się okazuje, dodatkowe kłopoty mają duzi producenci, którzy eksportują swoje warzywa. – Chodzi o różnice w wymogach, co do produktów. U nas można stosować inne środki ochrony roślin niż na przykład w Niemczech czy Anglii. Trzeba wszystko non stop i na bieżąco sprawdzać; inaczej, przy niedopuszczeniu warzyw na tamtejszy rynek, trzeba się liczyć z kosztami transportu, a nawet i utylizacji – opowiadał nam jeden z gości pokazu.


 

Poleć
Udostępnij