Produkcja roślin wysokobiałkowych wymaga wsparcia
Zwiększenie produkcji w kraju roślin wysokobiałkowych wymaga wsparcia. Wysokość dopłat powinna zależeć nie od powierzchni zasiewów, ale od uzyskanej przez rolnika produkcji. Zdaniem naukowców, obecnie nie da się wyeliminować z pasz importowanej soi GMO.
Naukowcy z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu i Polskiej Akademii Nauk w Poznaniu przedstawili podczas środowego posiedzenia sejmowej Komisji rolnictwa rezultaty prac wieloletniego programu "Ulepszanie krajowych źródeł białka, ich produkcji, systemu obrotu i wykorzystanie w paszach", który był realizowany w latach 2011-2015.
Program ma zwiększyć krajową produkcję roślin białkowych, tak, by wyeliminować z pasz genetycznie modyfikowaną importowaną śrutę rzepakową. Polska kupuje jej ok. 2 mln ton rocznie. Najwięksi producenci soi na świcie to USA, Brazylia i Argentyna.
Produkcja soi pobiła rekordy
Prace w ramach programu polegały m.in. na ulepszaniu odmian, optymalizację upraw roślin strączkowych czy poprawie ich przydatności do karmienia zwierząt - poinformował Wojciech Święcicki z Polskiej Akademii Nauk w Poznaniu.
Prof. Andrzej Rutkowski z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu podkreślił, że zwiększenie produkcji roślin białkowych jest trudne, bo w Polsce nie ma sprzyjających warunków pogodowych. Jego zdaniem, obecnie nie da się całkowicie wyeliminować śruty sojowej z żywienia zwierząt, jednak można ją zastąpić krajowymi roślinami w ok. 50 procentach.
Śruta sojowa jest najlepszym białkiem roślinnym, głównie stosuje się ją w żywieniu drobiu i trzody chlewnej.
Rutkowski przestrzegł, że najgorszym wykorzystaniem tych upraw jest skarmianie ich we własnym gospodarstwie. Jak mówił jest to marnowanie cennego białka. Lepiej sprzedać je do wytwórni pasz i dostać gotową mieszankę, która zawierałaby wszystkie niezbędne składniki, takie jak minerały, czy aminokwasy i inne. W ten sposób można uzyskać dobrą paszę niemodyfikowaną genetycznie - zaznaczył Rutkowski. Dodał, że mięso ze świń karmionych taką paszą powinno być specjalne znakowane, a rolnicy powinni za nie uzyskiwać więcej pieniędzy.
Dopłaty bezpośrednie dla większych gospodarstw od 19 stycznia
Według profesora, soję GMO można wyeliminować z tuczu świń czy przy produkcji gęsi, nie da się natomiast zrezygnować z niej w intensywnej produkcji indyków, brojlerów, w chowie prosiąt, warchlaków i kaczek.
Jak mówił prof. Michał Jerzak z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, Polska importuje 70 proc. zużywanego na pasze białka, taka sytuacja zagraża bezpieczeństwu żywnościowemu Polski. Produkcję krajową trzeba zwiększyć, ale uprawą roślin wysokobiałkowych nie są jednak zainteresowani ani rolnicy ani wytwórnie pasz.
Zdaniem profesora, należałoby powołać instytucję, która mogłaby oferować duże partie roślin strączkowych dla firm paszowych. Mógłby to być np. wirtualny magazyn - platforma internetowa, gdzie rolnicy zgłaszaliby swoją produkcję. Nastąpiłaby koncentracja obrotu, a to ułatwiłoby kierowanie roślin do zakładów paszowych. Dodał, że w tym modelu założono istnienie klastrów, ale obecnie jest tylko jeden - klaster pomorski.
Dopłaty bezpośrednie. Zaliczki trafiły już na konta ćwierć miliona rolników
Zaznaczył, że początkowo zainteresowanie tym pomysłem było duże, jednak opadło ono, gdy okazało się, że nie ma organizatora. Prof. Jerzak uważa, że krajowy rynek roślin wysokobiałkowych wymaga dużego wsparcia.
Podczas dyskusji poseł Zbigniew Ajchler (PO) zapytał, czy zostanie przedłużone moratorium na stosowanie pasz GMO w żywieniu zwierząt, co oznaczałoby zakaz importu soi. Moratorium upływa z końcem tego roku.
Obecna na posiedzeniu wiceminister rolnictwa Ewa Lech odpowiedziała, że nie wie, jakie będą decyzje w tej sprawie, gdyż ścierają się różne grupy interesów. "Będą odbywały się konsultacje " - powiedziała.
Od tego roku rozpoczęła się realizacja kolejnego programu wsparcia upraw roślin wysokobiałkowych na lata 2016-2020. Na ten cel budżet wyda 33 mln zł.