- Około pięć tysięcy owiec będzie wypasać się do końca września - zapowiada Stanisław Kutyna ze Związku Hodowców Owiec i Kóz w Sanoku na Podkarpaciu.
W Bieszczadach i Beskidzie Niskim od kilku dni trwa redyk owiec, a większość stad dotarła już do górskich bacówek.
- Sezon letni owce spędzą wokół kilku rozrzuconych w górach bacówek. Niespełna połowa z nich to zwierzęta należące do baców z okolic Nowego Targu na Podhalu. Jednak większość stad jest własnością miejscowych hodowców, głównie górali z Podhala, którzy na stałe osiedlili się w Bieszczadach - zauważył Kutyna.
Owce wypasane są wokół bacówek m.in. w okolicach Nowego Łupkowa, Średniej Wsi w Bieszczadach czy Krempnej w Beskidzie Niskim. W każdej bacówce stado liczy od 500 do nawet 1500 sztuk.
Jeden juhas opiekuje się co najmniej setką owcami. - Zwierzęta, nad którymi sprawuje opiekę, musi wydoić dwa, trzy razy w ciągu dnia. Pierwsze dojenie rozpoczyna się o czwartej rano, a ostatnie między siódmą-ósmą wieczorem. Udój całego stada trwa około dwóch godzin; owca daje do dwustu mililitrów mleka - wyjaśnił Kutyna.
Podczas wypasu w górach juhasi zajmują się także dostarczaniem mleka do mleczarni i wyrobem serów. Ważnym obowiązkiem jest również pilnowanie stad przed atakami wilków; w ubiegłym roku zanotowano ponad 200 zdarzeń.
Zdaniem Kutyny, "żeby zostać juhasem, trzeba być góralem z Podhala". - To jest praca dla wyjątkowo zaangażowanych i twardych ludzi - podkreślił.
W Bieszczadach i Beskidzie Niskim wypasa się owce dwóch ras - polską owcę górską i cakiel podhalański. Są to zwierzęta niezbyt duże, lekkie. Dostarczają skóry, wełnę, chude mięso, mleko do wyrobu serów owczych. Należą do owiec dobrze przystosowanych do niekorzystnych warunków środowiskowych, np. opadów i niskich temperatur.
W latach 80. ubiegłego stulecia w Bieszczadach i Beskidzie Niskim wypasano prawie 40 tys. owiec.