Lis grasuje po wsi i pustoszy stada drobiu
Genowefa Mazur z Bobrówki na Podkarpaciu dorabia do skromnej emerytury sprzedając jaja, ale niedługo nie będzie miała czym handlować. Wszystko przez lisa, który grasuje w okolicy i pustoszy stada drobiu.
- Wyszłam na podwórze, a tam rzeź. Jeszcze pióra fruwały w powietrzu. Omal serce mi nie pękło z żalu na widok tych moich bidulek. Łby poukręcane, poranione. Tak je urządził ten rudy bandyta - mówi zrozpaczona kobieta w rozmowie z "Faktem".
Znów będą szczepić lisy. Są zalecenia dla mieszkańców
Przez drapieżnika pani Genowefa straciła 47 kur i kaczek i już nawet nie liczy strat.
- To nie tylko pasza, która kosztuje. Ile pracy i serca trzeba było włożyć, aby wyhodować takie piękne, dorodne kokoszki. A szkodnik przyszedł i zabił - mówi z żalem emerytka.
Jak się okazuje podobne problemy z drapieżnikiem mają inni mieszkańcy wsi.
- Takiej tragedii jeszcze u nas nie było. Nie wiemy, czy to jeden lis, czy cała kolonia atakuje nasze kurniki - mówią zgodnie.
Interweniowali już w gminie, u leśników. Ale na odszkodowanie nie mają co liczyć, bo przysługuje za zwierzynę łowną, albo objętą całoroczną ochroną, a lis do tej grupy nie należy.
- Nic nie możemy zrobić. Jak założymy pułapkę, to przyjdzie ktoś i oskarży nas o kłusownictwo. Psa też nie można spuścić, bo pogna na wieś i jeszcze w kolejne kłopoty wpędzi. Mamy tylko petardy. Ale co z tego, jak te cwaniaczki już nawet tego się nie boją - mówi na koniec Genowefa Mazur.
- Wiesz o ważnym wydarzeniu? Poinformuj nas o tym. Czekamy: redakcja@agropolska.pl
źródło: "Fakt"