OZE nowe rozdanie
Zmian w temacie OZE miało nie być, ale będą i to raczej dobry znak dla branży, która zwłaszcza w obszarze biogazowni, w większości zaczynała być pod finansową „kreską”. Jak podaje Rzeczpospolita „Firmy zobowiązane do zakupu zielonej energii będą musiały wykazać, że jej część kupiły w siłowniach zasilanych biogazem.” To wyraźne działanie ratunkowe dla wielu biogazowni, które już istnieją i tych które maja zostać uruchomione w tym półroczu. Mówimy tu o 90 MW.
Powiązane jest to z zielonymi certyfikatami, których obecna cena na rynku jest tak niska, że nawet nie potrzebujące paliwa wiatraki są na granicy rentowności. Według nowych zasad od 2017 r. każda firma zobowiązana do zakupu energii pozyskanej z OZE, będzie rozliczać się z tego obowiązku wnioskiem o umorzenie 1% zielonych certyfikatów, a pozostałe 19% z innych instalacji OZE. Próg 20% będzie obowiązywał od 2017 r.
Miejmy nadzieję, że takie rozwiązanie będzie dla branży biogazowni realnym ratunkiem i gruntem do realizacji planów Ministerstwa, które zakłada uruchomienie do 2025 r. 1 tys. do 1,5 tys. biogazowni. Uporządkowanie przepisów pozwoli też na większą stabilność gospodarstw rolnych, chcących zająć się produkcją specjalnych odmian „roślin energetycznych”. Wiele z nich nie mając pewności i prawnej gwarancji, nie zainwestuje, a dla wielu zwłaszcza tych na wschodzie Polski, byłaby to też szansa na rozwój i ucieczkę od nieużytków.
Na Podlasiu z trawy wyprodukują biogaz
Ziemia polska jeszcze ma w sobie na tyle potencjału rolnego, że zaprzepaszczanie tego jest ewidentnym marnotrawstwem. Już w tej chwili przynosi opłakane skutki w postaci bezrobocia w obszarach wiejskich i areałem nieużywanych gruntów. Pamiętajmy jednak o ogromnej różnicy, jaka jest w konsekwencjach wykorzystania roślin energetycznych. Proces ich spalania zakłóca tak naprawdę naturalny obieg pierwiastków w przyrodzie, bo zamiast wrócić do ziemi, materia organiczna zostaje bezpowrotnie spopielona. Owszem zyskujemy energię, ale tylko energię. Natomiast wykorzystanie roślin w biogazowniach daje większe możliwości, bo nie tylko otrzymujemy energię bez spalin, ale i cenny materiał organiczny, który w rolnictwie może być wykorzystany jako nawóz.
Wzorem dla nas mogłaby być Holandia, gdzie sektor energetyczny jest istotną gałęzią gospodarki, przyczyniającą się zwiększenia zatrudnienia, dochodu narodowego i eksportu. Kluczem do sukcesu jest innowacyjne spojrzenie i społeczne zmiany w podejściu nie tylko do produkcji, ale oszczędzania energii. Jesienią ubiegłego roku grono dziennikarzy mogło na własne oczy zobaczyć, jak ten system działa w Holandii. Przykładem niech będzie biogazownia Kloosterman w Nieuweroord.
„Substratem w niej wykorzystywanym jest w 95% kiszonka z kukurydzy. Resztę stanowią łupiny kokosowe oraz wytłoczyny kawy. Biogaz wytwarzany podczas fermentacji stosowany jest jako paliwo w dwóch silnikach Jenbacher 836 kW. Ciepło służy m.in. do ogrzewania silosów, w których zachodzi proces fermentacji. Resztki ciepła wykorzystywane są w układzie ORC, dzięki czemu wytwarza się 160 kWh energii. Biogazownia może zasilić w energię elektryczną nawet 5000 gospodarstw domowych. Właściciel biogazowni posiada również 700-hektarowe gospodarstwo rolne. Około 250 ha obsianych jest specjalną odmianą kukurydzy, stanowiącą wsad w biogazowni. Resztę biomasy pozyskuje się z zewnątrz. A co najważniejsze, po wykorzystaniu energetycznym w biogazowni tzw. pofermentat, użyźnia te same pola, z których zebrano kukurydzę”, jak podaje Portal Komunalny.pl. U nas dobrym byłoby zaprzestanie traktowania spalania biomasy rolniczej jako rozsądnego i równoprawnego w świetle ustawy o OZE sposobu wytwarzania zielonej energii.