Jaki będzie 2017 rok?
Rok 2017 już przyszedł. Co czeka w nim rolników nastawionych na produkcję roślinną?
Dla rolników uprawiających buraki cukrowe rok 2017 oznacza zniesienie limitów produkcji. Nie wszyscy zdają sobie sprawę, jak wielkie to będzie wydarzenie dla branży. Cukrownia nie musi już podpisywać umowy ze wszystkimi, którzy mieli prawo do uprawy. Część plantatorów już się o tym przekonała.
Do uprawy powracają ci, którzy buraków nie uprawiali od kilku lat, a ich atutem jest bliskość do cukrowni. Obawiam, się że dla części z nich taki powrót może okazać się bardzo bolesny i w 2018 r. już nie będą uprawiać buraków, bo sobie z tym nie poradzą.
Przemarznięte pryzmy buraków cukrowych
Nie wyobrażam sobie, aby z wydłużeniem kampanii cukrowniczej niektórzy producenci cukru pozwalali swoim plantatorom na nieokrywanie pryzm przeznaczonych do późnego odbioru, tak jak to było w listopadzie i w grudniu 2016 r. na wschodzie kraju.
Nie rozumiem też dlaczego sami rolnicy nie mają podstawowej wiedzy na temat przechowywania buraków. Może warto bardzo wyraźnie sobie powiedzieć, że konkurencja na rynku cukru po zniesieniu limitów będzie bezwzględna i ponoszone koszty musi liczyć zarówno cukrownia, jak i rolnik.
Część rolników u mnie na Zamojszczyźnie nie zdaje sobie sprawy, że w 2017 r. fasola uprawiana na suche nasiona nie będzie objęta płatnościami do roślin wysokobiałkowych. Duże nakłady pracy ręcznej oraz utrzymujące się niskie ceny skupu w wysokości ok. 2,50 zł/kg w żaden sposób nie gwarantują zysku z uprawy tej rośliny.
Fakt ten nakazuje poważniej zastanowić się nad uprawą soi w tamtym rejonie, która wymaga jak na razie ponoszenia małych kosztów i niewielkich nakładów robocizny ze strony rolnika. Dotychczas nie było także kłopotów ze zbytem nasion soi zaraz po zbiorze.
Na pogodę nie mamy żadnego wpływ, ale na Zamojszczyźnie boimy się, aby po dwóch bardzo suchych latach susza nie dotknęła nas po raz trzeci. Mamy nadzieję, że przysłowie „do trzech razy sztuka”, tym razem się nie sprawdzi.
Chcę wierzyć, że coraz więcej rolników będzie prowadzić analizy kosztów produkcji i po dojściu do wniosku, że najwięcej wydają pieniędzy na nawożenie zacznie to robić to z głową, tzn. ustalać dawki na podstawie badań zasobności gleby w okręgowych stacjach chemiczno-rolniczych.
Może zachęci ich fakt, że wdrążyły one nową metodę oznaczeń Mehlich 3, która w stosunku do poprzednio stosowanych jest szybsza i tańsza. Ocena odczynu gleby oraz zawartości przyswajalnego fosforu, potasu i magnezu w jednej próbce gleby kosztuje tylko 8,75 zł (w tym 23 proc. podatku VAT), wcześniej – 13,12 zł.