Bagatelizujemy zjawisko suszy. A jej skutki są wieloletnie
- W Polsce prawie nie dostrzegamy zjawiska suszy i bagatelizujemy je - ocenia prezes Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej Witold Sumisławski. A jak podkreśla susza może być znacznie niebezpieczniejsza od powodzi, bo jej skutki są kilkuletnie.
- Z powodziami jest tak, że są one gwałtowne, szybko przychodzą i szybko odchodzą. Są też spektakularne, ponieważ niosą ogromne straty i zniszczone domy. Mimo to susza jest znacznie niebezpieczniejsza od powodzi, ponieważ jej skutki mogą trwać wiele lat - tłumaczy ekspert.
Szef KZGW zwraca uwagę, że powstająca w Polsce infrastruktura hydrotechniczna jest bardziej ukierunkowana na przeciwdziałanie powodziom, a niekoniecznie suszom.
- Istotne są nie tylko suche zbiorniki czy poldery, nie możemy zapominać o alimentacji wody na cele socjalno-bytowe czy bezpieczeństwo rolnictwa - dodaje Sumisławski. I wskazuje, że zapewnić to mogą tzw. wielofunkcyjne mokre zbiorniki (magazynujące wodę), z których w trakcie suszy można zasilać wodą np. kanały melioracyjne.
Wyjaśnia, że w Polsce mamy kilkanaście zbiorników suchych i polderów, ponad 50 zbiorników mokrych o znacznej pojemności powodziowej (w tym 35 zbiorników administrowanych jest przez regionalne zarządy gospodarki wodnej).
Prowadzone są również inwestycje związane z budową zbiorników, takich jak Świnna Poręba czy też Racibórz. Planuje się też budowę kolejnych, zarówno tych o dużych pojemnościach, jak i mniejszych, stanowiących tzw. małą retencję.
Prezes KZGW zwróca uwagę, że zabezpieczenie się przed suszą jest tym istotniejsze, że Polska nie jest krajem zbyt zasobnym w wodę. Wskazuje, że mamy duże zapasy wód podziemnych, ale ich eksploatowanie wymaga odwiertów i pompowań.
Zasoby wodne w Polsce przypadające na jednego mieszkańca są mniejsze niż w krajach sąsiednich i znacznie niższe niż średnia europejska. Z danych KZGW wynika, że na jednego mieszkańca Polski przypada średnio ok. 1580 m sześc. wody na rok, a średnie zasoby na jednego mieszkańca Europy to 4560 m sześc. na rok.
- Polska to nie pustynia, czy Malta, ale nie mamy np. lodowców, które mogą być uzupełniającym źródłem wody. Dlatego powinniśmy łączyć kwestie bezpieczeństwa powodziowego z kwestią bezpieczeństwa przeciw suszy. Jest to związane np. z bezpieczeństwem w produkcji rolniczej. Mamy coraz wyższe temperatury, coraz słabsze zimy. Opady są nawalne i zamiast wsiąkać w ziemię szybko spływają do rzek - mówi Sumisławski.
Regionalne zarządy gospodarki wodnej przygotowują obecnie analizy, które mają wskazywać jak bardzo jesteśmy narażeni na suszę i jak jej skutecznie przeciwdziałać. Docelowo zostaną przygotowane plany przeciwdziałania skutkom suszy na obszarach dorzeczy i w regionach wodnych. - Mam nadzieję, że kiedy wykażemy istotne zagrożenia wrócimy do budowy wielofunkcyjnych zbiorników retencyjnych i przywrócimy rangę małej retencji - zaznacza ekspert.
Według Sumisławskiego, powinniśmy się nauczyć lepiej retencjonować wodę, czyli zatrzymywać ją w środowisku. Chodzi np. o tzw. małą retencję, czyli sadzenie lasów czy tworzenie oczek wodnych, które przeciwdziałają stepowieniu terenów, obniżaniu się wód gruntowych. Lasy wspomagają też ewentualne spowolnienie spływu powierzchniowego i tym samym przyczyniają się w pewnym stopniu do redukcji zasięgu powodzi.