Jeden koń za mały, a drugi chory. Spór o zwierzęta przybiera na sile
Tomasz Mackiewicz z Warszawy podczas listopadowej aukcji w janowskiej stadninie kupił cztery konie dla hodowcy z Włoch. Okazało się, że dwa mają wady - jeden jest za mały, a drugi chory. - Czuję się oszukany - mówi mieszkaniec stolicy.
Kontrowersje dotyczą wałacha Morisa i klaczy Emarity. Pierwszy koń został sprzedany za 3,5 tysiąca euro, zaś drugi za 2,5 tysiąca - informuje "Dziennik Wschodni".
Konie krępował pasami, miały zanik mięśni. Rolnik stanie przed sądem
- Przy zakupie wydawało się, że wszystko jest w porządku. Gdy zwierzęta dotarły do Włoch okazało się jednak, że wałach zamiast 167 centymetrów w kłębie miał 161. Z kolei klacz miała m.in. guza na prawym jajniku i nie nadawała się do rozrodu. Tych informacji nie było w oficjalnym katalogu wydanym przez stadninę - mówi Mackiewicz.
Prof. Sławomir Pietrzak, prezes stadniny w Janowie Podlaskim odpiera te zarzuty. - Są wyssane z palca, ponieważ ten pan oglądał konie przed aukcją. Jeśli się komuś nie podobają, to niech je zwróci, a wtedy oddamy pieniądze. Taką też propozycję złożyliśmy - zapewnia dziennik.
Transport zwierząt do Włoch w jedną stronę kosztował jednak 1900 euro, a koszt dziennego utrzymania jednego konia wynosi 15 euro. - Propozycja została złożona przez stadninę nieoficjalnie. Zgodzilibyśmy się na nią, gdyby zwrócono nie tylko pieniądze za zakup, ale też pozostałe poniesione koszty. Na to jednak pan Pietrzak nie przystał - tłumaczy Mackiewicz.
Warszawianin wynajął już adwokata i wspólnie z klientem chce rozwiązać konflikt na drodze arbitrażu. Wszystko będzie zależało od władz stadniny.
- Książka warta polecenia: "Sygnały koni"
źródło: "Dziennik Wschodni"