Hodowcy wybudowali oborę mimo licznych przeszkód
Pandemia Covid-19 pokrzyżowała hodowcom plany i zwiększyła o ponad 30% koszt inwestycji. Mimo to po kilku latach starań we wrześniu ubiegłego roku wprowadzili oni krowy do nowej obory wolnostanowiskowej.
Potwierdzamy ciążę z pomocą PAG-ów
Monika i Grzegorz Badurowie od kilku miesięcy użytkują nową oborę wolnostanowiskową na 165 sztuk. Decyzja o jej budowie zapadła ponad pięć lat temu, gdy sytuacja na rynku mleka nie była zbyt dobra.
Rolnicy wstrzymali się więc z realizacją i rozpoczęli ją w bardziej sprzyjającej koniunkturze. Gdy pozostało im jedynie uzyskanie pozwolenia na budowę wybuchła pandemia Covid-19. Ta nie dość, że wydłużyła czas oczekiwania na decyzję, to jeszcze istotnie zwiększyła koszty całej inwestycji.
Na uwięzi, ale z wydajnością
Rodzice Grzegorza Badury już wiele lat temu zajmowali się produkcją mleka.
- Gospodarstwo mojego męża zawsze szło z postępem. Na przykład w 1978 r. jego rodzice przeprowadzili gruntowną modernizację instalując wyciągi do obornika, które wówczas były rzadko spotykane - mówi Monika Badura.
Mobilne mieszalnie coraz popularniejsze
Zwierzęta choć przebywały na uwięzi, były utrzymywane w możliwie jak najlepszych warunkach, co odzwierciedla ich produkcyjność.
- Zawsze zajmowaliśmy miejsce w pierwszej trójce stad do 20 sztuk w woj. śląskim pod względem wydajności - mówi hodowczyni.
W 2021 roku, zgodnie z wynikami PFHBiPM, wyniosła ona 10 472 kg mleka. Stary obiekt był jednak niski i ciemny, przez co nie pozwalał na poprawę dobrostanu.
- W końcu nadszedł czas na nową inwestycję. Nie mieliśmy już możliwości dalszego rozwoju, a modernizacja obory była niemożliwa. Ponadto ze względu na niski strop nie mogliśmy wjeżdżać do niego paszowozem, przez co czas pracy poświęconej na karmienie istotnie się wydłużał - mówi Monika Badura.
Covid i urzędnicy
Genetyka, czyli hazard w oborze
- Nowa obora od zawsze była marzeniem mojego męża. Zaczęliśmy o niej myśleć pięć lat temu, ale z uwagi na kryzys na rynku mleka, trochę wstrzymaliśmy tę inwestycję. Nie mogliśmy wówczas wiedzieć, że wybuchnie pandemia Covid-19, która tak bardzo utrudni jej przebieg - kontynuuje Monika Badura.
Hodowcy podkreślają, że dzięki "przychylności" urzędników czas jej realizacji wyniósł trzy lata.
- Nie do końca właściwie interpretowali oni przepisy i działali w myśl, że lepiej dłużej kompletować dokumentację niż ma to trwać za krótko - mówi hodowczyni.
W marcu 2020 roku rolnicy czekali jeszcze tylko na uzyskanie pozwolenia na budowę. W tym momencie wybuchła pandemia i rozpoczęły się wezwania do urzędu o kolejne uzupełnienia niezbędnej dokumentacji. W efekcie realizacja inwestycji rozpoczęła się dopiero we wrześniu 2021 roku.
Sprzeciwiają się zakazowi importu mleka i jego przetworów z Ukrainy
Po 12 miesiącach hodowcy uroczyście zaprezentowali oborę innym rolnikom, a po kilku dniach wprowadzili do niej zwierzęta, zarówno ze starego obiektu, jak i kupione pierwiastki. Informacje o wyposażeniu obory zapewniła Gea Farm Technologies.
Pandemia zwiększyła koszt inwestycji
Budowa obory wraz z wyposażeniem miała się zamknąć w 3 mln zł netto. Niestety z uwagi na pandemię koszty znacznie przekroczyły planowaną wielkość i sięgnęły 5 mln zł.
- Gdybyśmy zdążyli przed pandemią pewnie zmieścilibyśmy się w planowanym budżecie. Niestety nie udało się, a koronawirus spowodował istne szaleństwo na rynku materiałów budowlanych. Niemal każdy zakup stali czy transport betonu był droższy od poprzedniego - mówi Monika Badura.
Hodowczyni podkreśla również, że nie uzyskali oni pomocy unijnej na wyposażenie obory.
- Koszty budowy zostały włączone w kwalifikowalne i przekroczyły one 1,5 mln złotych. Doradcy proponowali nam, abyśmy zamontowali stare używane wyposażenie, a potem starali się o nowe, co oczywiście było czystym szaleństwem - mówi hodowczyni.
Więcej informacji na temat nowej obory Moniki i Grzegorza Badurów ZAPRENUMERUJ
Książki warte polecenia: Sygnały racic|Rozród - Praktyczny przewodnik zarządzania rozrodem (Cow Signals)