Życie bez unijnych dopłat jest możliwe. Ale ceny skupu muszą pójść w górę
Część rolników wyobraża sobie życie bez unijnych, tradycyjnych już można powiedzieć dopłat do hektara. Zdaniem tych gospodarzy w górę muszą pójść jednak w zamian ceny oferowane za produkty rolne.
Unijna perspektywa finansowa 2014-2020 jest już właściwie na półmetku. A dziś nikt chyba nie wie, co będzie później z finansowym wsparciem UE. Pewne jest tylko to, że negatywny wpływ na fundusze Wspólnoty będzie miało opuszczenie jej przez Wielką Brytanię.
Rząd przeleje rolnikom miliardy. W październiku ruszy wypłata zaliczek
Poza tym głośno mówi się (można o tym przeczytać w przedstawionych do dyskusji planach) o reformie Wspólnej Polityki Rolnej, na którą miałoby być mniej pieniędzy. Poza tym nowa WPR bardziej ma być nakierowana na m.in. kwestię walki ze zmianami klimatu czy ochrony bioróżnorodności. Rolnicy powinni więc drżeć o kształt i wysokość unijnych dopłat.
Podczas rozmów z gospodarzami i analizie internetowych komentarzy wyłania się jednak inny obraz od kreowanego zwłaszcza przez środowiska miejskie, że rolnicy obławiają się na dopłatach do hektara, tylko od nich zależą i będą ich bronić z widłami w rękach.
Gospodarze doceniają oczywiście takie wsparcie, ale wyobrażają sobie też życie bez niego.
- Dla mnie to żadnych dopłat typowo do hektara być nie musi. Wystarczy, by uczciwie zapłacili mi za zboże i mleko. Żeby te ceny były na odpowiednim poziomie i gwarantowane, najlepiej przez państwo. Taka przewidywalność to podstawa do dalszego funkcjonowania gospodarstw i spokój o byt dla rodzin - wskazał rolnik, z którym rozmawialiśmy podczas Mazowieckich Dni Rolnictwa w Poświętnem.
Rolnicy mówią jednym głosem. WPR musi być znacznie prostsza
Inny gospodarz także wymieniłby dopłaty bezpośrednie na godziwe zapłaty. - Myślę, że większość rolników zapomniałaby o dopłatach, gdy dostaliby porządne stawki za mięso, mleko, ziarno, warzywa czy owoce. Odeszłaby jeszcze wówczas cała ta papierologia z wnioskami na czele oraz kontrole z agencji. Tylko żeby skupowali za godziwe pieniądze, to te skupy i firmy przetwórcze musiałyby być polskie, a tymczasem niemal wszystkie są w obcych rękach - wyjaśnił nasz kolejny rozmówca.
Na internetowych forach rolnicy zwracają też uwagę, że zamiana dopłat bezpośrednich na odpowiednie ceny skupu szeroko rozumianych płodów rolnych mogłaby przynieść przy okazji inne korzyści. Wsparcie byłoby bowiem wówczas skierowane do rzeczywistych producentów rolnych, a nie do wszystkich posiadaczy ziemi, którymi często są przedsiębiorcy, lokujący zyski w kolejne hektary.
"Tacy biznesmeni często nawet nie bywają na swojej ziemi, a setki hektarów puszczają w dzierżawę. I mają łatwa kasę z dopłat, które przecież teoretycznie powinny być dla prawdziwych rolników. Fikcja przestałaby mieć rację bytu. A jakby chcieli podnieść czynsze, to niech sobie ugorują wtedy tę ziemię i płacą podatki" - napisał na jednym z forów "Rocho".
Wprowadzeniem w życie tego rozwiązania byłoby jednak nie lada problemem. I raczej nie ma co liczyć, by godziwe stawki w skupach zapewniły władze UE, mocno przywiązane do idei wolnego rynku. Z kolei nasz rząd w sprawach interwencjonizmu i pomocy publicznej związany jest unijnym prawem.
- Agrobiznes bez tajemnic. Zamów prenumeratę miesięcznika "Przedsiębiorca Rolny" już dziś