Do gospodarstw trafiały kradzione ciągniki. Proces zmierza ku końcowi
Przed Sądem Apelacyjnym w Białymstoku zakończył się w czwartek proces odwoławczy dotyczący paserstwa i legalizacji w Polsce ciągników rolniczych, skradzionych we Włoszech i Hiszpanii. Chodzi w sumie o kilkanaście takich traktorów, które trafiły m.in. do podlaskich rolników.
Przed sądem pierwszej instancji zapadły wyroki skazujące wobec sześciu osób, od 6 lat więzienia do roku (w tym przypadku w zawieszeniu), sąd zasądził też grzywny sięgające 20 tys. zł, orzekł również o obowiązku naprawienia szkody osobom, które kupiły ciągniki przeświadczone, że sprzęt pochodzi z legalnego źródła.
Nieprawomocne orzeczenia zaskarżyły wszystkie strony procesu - prokuratura nie chce zmiany wysokości kar, akcentuje jedynie kwestie prawne związane m.in. z opisem czynu w wyroku, obrońcy chcą uniewinnienia, ewentualnie kar łagodniejszych lub warunkowego umorzenia postępowania. Wyrok ma być głoszony w połowie czerwca.
Ciągnik i przyczepy z nawozem odzyskane. Maszyny były już w innym województwie
Rolnicy kupowali trefne ciągniki
Sprawa dotyczy przestępstw popełnionych w latach 2010-2012, śledztwo trwało kilka lat. Było zawieszane w związku z potrzebą pomocy prawnej m.in. włoskiego i rumuńskiego wymiaru sprawiedliwości. W akcie oskarżenia Prokuratury Okręgowej w Białymstoku mowa jest o przyjmowaniu sprzętu, który był kradziony we Włoszech i Hiszpanii, przerabianiu znaków identyfikacyjnych, następnie podrabianiu dokumentów nabycia i na tej podstawie - już legalnej rejestracji ciągników rolniczych i ich sprzedaży.
Zarzuty dotyczą też tzw. prania brudnych pieniędzy, czyli szybkiego wprowadzania do obrotu zapłaty za maszyny i ukrycia tych pieniędzy. Były one nawet tego samego dnia przelewane na inne konta lub wypłacane gotówką z bankomatów.
Gdy podczas działań operacyjnych policja trafiła na ślad tego przestępstwa, okazało się, że ciągniki były sprzedawane rolnikom z południowej części województwa podlaskiego, nie było o nich ogłoszeń, gospodarze dowiadywali się o nich z ust do ust, można je było oglądać np. na posesjach jednego z głównych oskarżonych w tej sprawie. Znając go i wierząc w jego zapewnienia co do legalności pochodzenia tych maszyn, rolnicy je kupowali, czasem brali w tym celu nawet kredyty. Dwa takie ciągniki zostały sprzedane w Rumunii.
6 oskarżonych osób
W sumie na ławie oskarżonych zasiadło sześć osób. Czterem głównym oskarżonym postawiono 60 zarzutów dotyczących m.in. paserstwa kilkunastu ciągników rolniczych pochodzących z przestępstw dokonywanych na terenie Włoch o łącznej wartości ok. 1,2 mln zł i związanych z tym innych przestępstw, w tym oszustw. Dwie inne osoby odpowiadają m.in. za podrabianie i użycie podrobionych umów.
Wszyscy obrońcy zgodnie argumentowali w mowach końcowych, że ich klienci nie mieli świadomości, iż ciągniki pochodzą z przestępstwa i że oskarżeni uczestniczą w przestępczym procederze polegającym na sprowadzaniu do Polski kradzionych maszyn rolniczych. W ich ocenie, sąd pierwszej instancji "nie wykazał", na czym miała polegać taka świadomość oskarżonych, a ciągniki były zarejestrowane w Polsce i posługiwano się legalnymi dowodami i tablicami rejestracyjnymi.
Prokuratura zwraca uwagę, że czyny miały dużą szkodliwość społeczną, a ciągniki były warte w tamtym czasie ponad 1 mln zł.
Rejestracje maszyn. Ciągniki i przyczepy dalej zjeżdżają w dół
Kredyt na „lewy” traktor
W mowie końcowej prok. Andrzej Śliwski z Prokuratury Okręgowej w Białymstoku zwracał też uwagę na przepływy pieniędzy po transakcjach. Mówił, że osoby oszukane, czyli rolnicy wpłacali pieniądze na wskazane konta, a wtedy były one szybko transferowane, najczęściej w postaci gotówkowej. "One nie były przekazywane do dalszej działalności gospodarczej tych podmiotów. Tylko i wyłącznie chodziło o to, by te środki ukryć" - mówił prokurator.
Wskazywał też, jak odbywały się transakcje. Np. jeden z oskarżonych - sprzedając ciągnik znajomemu rolnikowi - powiedział mu, iż wcześniej nabył go w komisie. W rzeczywistości traktor kupił od innego oskarżonego za 90 tys. zł, a sprzedał rolnikowi za 200 tys. zł. Rolnik zapłacił gotówką, ale wziął w tym celu kredyt w banku.
Na rozprawie odwoławczej był tylko jeden z oskarżonych, w jego przypadku zarzuty dotyczą sporządzenia umów kupna-sprzedaży. Zapewniał, że nic nie wiedział o tym, by ciągniki były kradzione, a umowy sporządzał na podstawie dokumentów przedstawianych przez innego oskarżonego. Mówił, że wszedł z nim w konflikt, gdy okazało się, że maszyny są kradzione.
- Wiesz o ciekawym wydarzeniu? Poinformuj nas o tym! Czekamy: redakcja@agropolska.pl